sobota, 31 sierpnia 2013

Fifteen

Czytam= komentuję :)
Fifteen
Caitlin
- Gdzie się podziałał wrzesień, październik i listopad? Nie mogę uwierzyć w to, że już grudzień- powiedziała Isabell siadając przy ogromnej choince w centrum handlowym. Drzewko było cudowne. Miało kilka metrów wysokości. Całe ozdobione było błyszczącymi bombkami i lampkami. Kochałam Święta Bożego Narodzenia. To było coś wspaniałego.
- Zastanawiam się nad tym cały czas- powiedziałam siadając na ławce.
Miała rację. Te miesiące minęły tak szybko. Przysięgam, że listopad trwał jakieś trzy minuty. W moim liczniku rzecz jasna.
- Jak myślisz spodoba się Tylerowi?
Isabell wyciągnęła kremowe pudełko i otworzyła je. W środku był srebrny zegarek.
- Tak, myślę, że mu się spodoba. Nadal nie mam pojęcia, co kupić Justinowi…- podrapałam się po karku.
Nawet nie wiedziałam czy kupić mu cokolwiek. Co jeśli dla niego nie to wszystko nie znaczyło tyle ile znaczyło dla mnie? Może byłam głupia robiąc sobie jakąkolwiek nadzieję? Mógł mieć każdą, naprawdę każdą dziewczynę. Trochę mnie to dołowało.  Trochę bardzo.
Wtedy w całym centrum handlowym rozbrzmiał głos z głośników „ Jedyne takie widowisko! Już w styczniu dwie najlepsze drużyny hokejowe. Stoczą walkę o puchar! Nie przegapcie!” Potem usłyszałam gdzie można kupić bilety. Wtedy w mojej głowie zapaliła się żarówka. Justin kochał hokej.
- Więc Twoja ulubiona drużyna hokejowa to Toronto Maple Leafs? – Zapytałam popijając colę przez słomkę.
- Dokładnie.  Kocham hokej – uśmiechnął się się- kiedyś chciałem być hokeistą.
- Myślę , że byłbyś świetnym hokeistą- uśmiechnęłam się do niego.
- Też tak myślę- zażartował.
Wróciłam do rzeczywistości, kiedy Isabell złapała mnie za nadgarstek.
- Jesteś tu? – Pomachała mi dłonią przed oczami.
- Tak, wybacz – usprawiedliwiłam się.
Isabell posłała mi wrogie spojrzenie, udałam, że tego nie widzę.
- Myslisz, że kupienie mu biletu na mecz hokejowy to dobry pomysł?
- GENIALNE!- Powiedziała klaszcząc w ręce- On się z Tobą ożeni, jeśli mu to dasz- uśmiechnęła się szeroko.
Jeden normalny przyjaciel… nie chcę dużo. Rozejrzałam się dookoła. W galerii było mnóstwo ludzi. Najwidoczniej oni też postanowili zrobić zakupy tak późno.
- Zaraz pójdę kupić te bilety, ale zobacz- wskazałam głową na karmowe szpilki na wystawie sklepu.
- Byłyby moje, ale wydałam już wszystko- wzruszyła ramionami.
- To dla Destiny. Pamiętasz? Opowiadałam Ci o niej. Przylatuje dziś- wypaliłam entuzjastycznie.
-Ach, tak- uśmiechnęła się.
- Ona uwielbia szpilki. Te będą idealne. Mam nadzieję, że będą mieli jej rozmiar- powiedziałam wchodząc do sklepu.
Wypatrzyłam swój „cel” i pobiegłam by zabrać je z półki. Właśnie po nie sięgałam, kiedy ktoś je zabrał.
- Hej, co jest?- Zapytałam zdziwiona.
Przede mną stal Justin. Widziałam wszystkie jego śnieżnobiałe zęby. Podał mi szpilki, które tak bardzo chciałam mieć. 
- Dzięki- wymamrotałam-, co tu robisz?
- Szukam czegoś dla swojej mamy, ale nie znam się na tym- powiedział wpatrując się w wieszaki z ubraniami za nim.
- Chcesz mogę Ci pomóc- spojrzałam na niego, a jego źrenice natychmiast zrobiły się szersze.
- Mogłabyś?
- Jasne, że tak- powiedziałam-, co lubi Twoja mama?
- Co ona lubi?- Zmarszczył brwi.
-Echem- pokiwałam głową oglądając białą sukienkę z wyciętym serduszkiem na plecach.
- Nie wiem…, ale kiedyś mój tata kupił jej granatową sukienkę i była nią zachwycona.
- Tylko tyle?- Roześmiałam się.
Pokiwał głową.
Chodziłam po sklepie szukając czegoś, co mogłoby spodobać się mamie Justina. To było trudne, bo wiedziałam tylko, że prawdopodobnie podoba się jej granatowy. Isabell zniknęła gdzieś, pewnie siedziała w jakiejś kawiarence popijając kawę.
- A to?- Powiedziałam wskazując na ciemnoniebieską prostą sukienkę na manekinie.
Justin popatrzył na nią chwilę mrugając.
- Tak jest świetna, naprawdę. Dziękuję Caitlin- przytulił mnie od tylu lekko kołysząc.
- Lepiej ją zabierz, bo sama ją kupię- powiedziałam uderzając go lekko palcem w brzuch.
- Mam prośbę. Czy mógłbyś za to zapłacić- wskazałam głową na pudełko butów, wyjmując odpowiednią sumę pieniędzy.- Muszę kupić jeszcze jeden prezent.
- Jasne- uśmiechnął się i ruszył w stronę kasy.
Znalazłam to, czego szukałam. Weszłam do pomieszczenia. Na ścianach wisiały zdjęcia z przedstawiające różne dyscypliny sportu i drużyny.
- Chciałabym kupić dwa bilety na mecz hokejowy ten, który odbędzie się w styczniu.
- Oczywiście panienko- starszy pan z siwymi włosami i okularami na nosie uśmiechnął się do mnie serdecznie.
                                                                            ***
-Nie, nie, nie- powiedziałam cicho spoglądając na zegarek.
- Co jest? – Justin spojrzał na mnie. Kończąc pakować zakupy do bagażnika.
- Muszę odebrać Destiny z lotniska. Za pół godziny.
Jak mogłam o tym zapomnieć?
- Destiny?- Justin podniósł brwi.
- Moja przyjaciółka. Z Chicago- wyjaśniłam szybko.
- Mogę Cię zawieść- zaproponował.
- Naprawdę?- Kąciki moich ust uniosły się lekko.
- Jasne- pozwiedzał zamykając bagażnik. Chwilę potem otworzył przede mną drzwi od strony pasażera. Usiadłam na wygodnym fotelu zapinając pas.
- Mogę włączyć radio?- Zapytałam spoglądając na Justina.
- Mhm – powiedział wjeżdżając na główną drogę.
W radio leciała właśnie piosenka, której nigdy wcześniej nie słyszałam, ale machałam głowa w rytm muzyki.
- Możesz podać mi papierosy? Są w schowku- powiedział Justin uderzając palcami o kierownicę.
- Nie – odpowiedziałam wpatrując się w widok przede mną.
- Hmm?- Spojrzał na mnie.
- To jest szkodliwe. Myślałeś kiedyś by to rzucić?
- Przestań i podaj mi tą paczkę, ale sam sobie wezmę.
Położyłam nogę tak by nie mógł otworzyć schowka.
- Caitlin przestań.
- Nie Justin.
- Sama paliłaś pamiętasz?- Uśmiechnął się szeroko.
- Jeden jedyny raz- powiedziałam przechylając głowę.
Justin pokręcił głową i skupił się na jezdni.
                                                             ***
Rozglądałam się po lotnisku szukając mojej przyjaciółki. Justin szedł obok mnie obejmując mnie ramieniem. Niska dziewczyna z dwie walizkami rozglądała się dookoła. Szybko do niej pobiegłam, a kilka łez spłynęło po moim policzku.
- Tak bardzo tęskniłam.
Przytuliłam ją mocno.
- Hej, nie mogę oddychać- zluzowałam uścisk i przewróciłam oczami.
- O, wow. To Twój chłopak?- Powiedziała wpatrując się w Justina.
Silne ramiona oplotły moją talię. Poczułam jego oddech na skórze głosy. Pochylił się i wyszeptał mi do ucha:
- Nie wiedziałem jak o to zapytać- te słowa sprawiły, że przez moje ciało przeszły dreszcze.
 Mój mózg potrzebował kilku chwil by przetworzyć zdobyte informacje.
- Tak, to mój chłopak- uśmiechnęłam się szeroko i pożyłam swoja dłoń na dłoni Justina.
______________________________
Dziś mija miesiąc od założenia bloga, a ma on już ponad 8,000 wyświetleń. Jesteście niesamowici! :D
Dziękuję za 13 komentarzy pod rozdziałem 14! :)
I jak podoba się Wam?^^
Kolejny już w środę. c: Życzę udanego powrotu do szkoły xoxo

środa, 28 sierpnia 2013

Fourteen

Czytasz? Zostaw komentarz <3


Fourteen

Caitlin
- Najlepszy piknik o szóstej rano, na jakim byłam – zaśmiałam się uderzając Justina lekko w bok.
- Powiedź mi coś, czego nie wiem- spojrzał na mnie z góry.
- Myślę, że nie wiesz, że jestem typem dziewczyny, która zjadłaby na swoim weselu chipsy i wytarła ręce w suknię ślubną- zaśmiałam się.
- Warto wiedzieć – powiedział uśmiechając się szeroko.
- Justin…jak się dostałeś do mojego pokoju?
- Los był po mojej stronie. Obok Twojego okna stała drabina- powiedział.
Drabina? Nie przypominam sobie bym ją zostawiała. Zmartwiłam się trochę, ale nie dawałam tego po sobie poznać.
- Na mnie już czas, do zobaczenia jutro w szkole- musnął lekko mój policzek, na co odpowiedziałam mu uśmiechem.
Wsiadł do auta i odjechał.  Weszłam do domu i usiadłam w salonie. Telefon zawibrował w mojej kieszeni. Na komórce ukazał się napis „Destiny” i zdjęcie dziewczyny z gęstymi, brązowymi falami i oczami tego samego koloru. Szybko nacisnęłam zieloną słuchawkę i odezwałam się.
- Nie wierzę! Destiny! Tak bardzo tęskniłam- wypaliłam szybko.
Śmiech rozbrzmiał po drugiej stronie słuchawki.
- Ja też!- Krzyknęła- Wszystko dobrze? Jak nowy rok szkolny?- Pytała.
- Wszystko w jak najlepszym porządku- powiedziałam wstając z kanapy.
Rozmawiałyśmy już chyba z godzinę wymieniając się informacjami.
- Wiesz, że mam dwa wolne tygodnie w grudniu?
- Ta sama Destiny… nie uwierzysz! Ja też!- Powiedziałam dusząc śmiech.
- Mam genialny pomysł- wypaliłam do słuchawki.
- Hmm?
- Przyjedź do mnie. Na Święta- czekałam na jej reakcję.
Od kiedy nie mieszkałam już w Chicago widziałyśmy się może trzy razy.
- O mój Boże!- Powiedziała uradowana.
- To by było świetne, wiem, wiem- wypowiedziałam szybko.
- Co na to Twoi rodzice?
Co oni na to? Przecież nic o tym nie wiedzą.
- Właściwie nie ma ich, ale zadzwonię do nich wieczorem. Jestem pewna, że się zgodzą.
- Jeej- pisnęła zadowolona- Słyszałam, że w Kalifornii są najgorętsi chłopcy.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Żebyś wiedziała…

                                                                      ***
Głośny dźwięk telewizora w salonie obudził mnie. Otworzyłam oczy i wyłączyłam wszystko, co przeszkadzałoby mi w spokojnym śnie. Spojrzałam na zegarek 18.13. Nie mogłam się dziwić, że zasnęłam.  Justin zaproponował rano piknik. Spałam tylko kilka godzin. Kiedy ułożyłam się wygodnie na sofie mój telefon znów wibrował na stoliku. Dlaczego akurat teraz? Przecież. Chciałam. Iść. Spać.
Niechętnie przyłożyłam telefon do ucha.
- Słucham?- Powiedziałam ziewając.
- Caitlin, skarbie. Dajesz radę?- Usłyszałam głos mojej mamy.
- Em,tak. Jak się bawicie? Wszystko dobrze?- Pytałam.
- Tak jest pięknie musimy się tu kiedyś wybrać razem.
Skrzywiłam się lekko na myśl o wspólnych wakacjach z moimi rodzicami. Jak miałam na przykład podrywać chłopców, kiedy moja mama i tata chodzili by za mną krzycząc „ Caitlin! Chcesz zdjęcie przy tej figurce?” To byłby koszmar…
- Um, mamo.
- Tak?- Zachęciła mnie do kontynuowania rozmowy.
- Czy Destiny mogłaby przylecieć? No wiesz w czasie Świąt, chociaż na tydzień.
Otrzymałam odpowiedź znacznie szybciej niż się spodziewałam.
- Kto wpadł na ten świetny pomysł? Oczywiście, że tak! – Powiedziała zadowolona, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
- To świetnie. Zaraz do niej zadzwonię i powiem, że może już kupić bilet na samolot- usłyszałam śmiech mojej mamy.
- Skarbie muszę kończyć Twój tata zmierza w moją stronę z drinkami. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też- powiedziałam rozłączając się.
Gdy wszystkie telefony ucichły położyłam się do swojego łóżka. Najedzona jajecznicą i pachnąca po krótkim prysznicu. Wtuliłam się w kołdrę i zamknęłam oczy. Pomyślałam o dzisiejszym dniu i uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Mmm, sam je robiłeś?- Zapytałam z uśmiechem na ustach.
- Caitlin to tylko kanapki naprawdę- powiedział marszcząc brwi.
- Przecież żartuję- dałam mu sójkę w ramię.

Kończąc jedzenie „wyśmienitego posiłku” przygotowanego przez Justina rozejrzałam się podziwiając widok przede mną. To było naprawdę coś cudownego. Nie ważne ile czasu poświeciłam by na niego patrzeć. Zawsze był tak samo cudowny. Kiedy robiło się już jasno Justin oznajmił:
-Chyba pora się zbierać.
- Jeszcze chwilkę – zaproponowałam wpatrując się w panoramę miasta.

- Chodź już- pociągnął mnie lekko za sobą. Musiałam uważać jak schodzę by nie spaść.
- Hej, wolniej. Zaraz się będę na dole, ale nie w ten sposób, w jaki bym chciała.
- Tej trawie na pewno podobałoby się gdyby Twój seksowny tyłek na niej był. Mi by się podobało- powiedział puszczając mi oczko.
- Ugh – wyrwałam rękę z jego uścisku.
- No, co?- Powiedział rozbawiony.
- No przecież, że nic- uśmiechnęłam się sztucznie.

- Zawsze się tak szybko denerwujesz - powiedział patrząc mi w oczy. Gdy zrobił kilka kroków do przodku oparłam się o maskę jego samochodu-, ale to jest bardzo seksowne.
Moje policzki były prawie tak czerwone jak pomidory w ogródku mojej babci.
Justin pochylił się i wbił swoje wargi w moje.  Delikatnie dotknął kącików moich ust swoim językiem.Poczułam jego rękę na swoim udzie.
_________________________________

Na początku chciałabym podziękować osobom, które zostawiają pod każdym rozdziałem komentarz i są tu praktycznie od początku. Widzę to wszystko i baaardzo Wam dziękuję, jesteście naprawdę niesamowici! Dziękuję za 14 komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej :)) W czasie szkoły rozdziały będą pojawiać się co tydzień. Niestety. Bardzo żałuję, ale wiem, że nie będzie szans bym dodawała je wcześniej. :C Ale będziecie wchodzić, prawda?: ) 

I jak się podoba?:)) Powoli się rozkręca, myślę, że jesteście ciekawi co zdarzy się później :DPs. Potem rozdziały będą dłuższe.


niedziela, 25 sierpnia 2013

Thirteen

Jeśli chcecie lepiej widzieć tekst najedźcie myszą na post :))
Miłego czytania :)

Caitlin
Otworzyłam oczy, kiedy usłyszałam jakiś dźwięk. Słońce lekko świtało, a promienie dostawały się do mojego pokoju przez okno. Moje serce przyśpieszyło, gdy zobaczyłam postać siedzącą na końcu mojego łóżka. Moje serce znów biło normalnie, kiedy zobaczyłam, że to Justin. Co on tu robi o tej porze? Chwila nie obchodziło mnie to. Nadal próbowałam być zła za to, co zobaczyłam. Czy on brał narkotyki? Naprawdę nie mogłam w to uwierzyć. NIGDY bym o tym nie pomyślała, ale nie dałam mu tego nawet wyjaśnić. Podeszłam do skrawka mojego łóżka i usiadłam przy nim. Czekałam, aż zacznie rozmowę.
- Caitlin- zaczął- nie dałaś mi niczego wyjaśnić.
- Więc teraz daję- powiedziałam wpatrując się w podłogę.
- Nie wiem, po co to zabrałem. Ludzie biorą takie rzeczy na imprezy – wyznał marszcząc brwi.
- Nie jestem zła na Ciebie, dlatego, że to zabrałeś, ale…- przełknęłam głośno ślinę- czy ty chciałeś to wziąć?- Wydusiłam z siebie.
- Sam nie wiem. Nie brałem już od kilku miesięcy.
Chwila… chwila…, czyli robił to wcześniej? Nie mogłam w to uwierzyć. Justin? Nie zamierzałam go osądzać. Przypomniałam sobie jak opowiedział mi o swojej zmarłej dziewczynie. Kiedy sobie o tym przypomniałam przez moje ciało przeszły dreszcze.  Okropne dreszcze.
- Justin wiem, przez co musiałeś przejść. Wszystko rozumiem - zapewniłam go. Na pewno jest sposób by poradzić sobie ze stratą jakoś inaczej? Nie przez to świństwo- wyrzuciłam z siebie wstając z mojego miękkiego łóżka.
- Przez jakiś czas dałem radę, ale w pewnym momencie już nie miałem siły.  Tak bardzo za nią tęskniłem- zobaczyłam w jego oczach ból i cierpienie. W tej samej chwili po moim policzku spłynęło kilka łez.
- Pewnie sobie myślisz, „ co ona wie? Nie musiała przez to przechodzić”, ale będę Cię wspierać. Jak tylko mogę, obiecuję – przyrzekłam i przytuliłam go. Moje ręce drżały.
Nie chciałam już drążyć tematu. Inni robią znacznie gorsze rzeczy po stracie kogoś bliskiego. On tylko był zagubiony. Całkowicie to rozumiałam.
- Przyszedłeś tu o – spojrzałam na budzik na szafce nocnej- piątej rano by mi to wytłumaczyć. Wow- wymknęło mi się.
- Przepraszam, ale to nie mogło czekać- powiedział uśmiechając się lekko.
- Zdecydowanie- powiedziałam kiwając głową.
- Teraz już chyba nie zaśniesz- uśmiechnął się łobuzersko.
- Tak, nie zasnę- pokiwałam głową.
- Mam świetny pomysł – wymruczał cicho.
Zmarszczyłam brwi czekając na to, co powie.
- Mam się bać?- Zażartowałam.
- Świetna pora na piknik, prawda?
Szukałam w jego twarzy jakiejś oznaki na znak, że żartuje. Nic. Nadal nic. Jeszcze większe nic. Och, mówił poważnie?
- Chyba sobie żartujesz – powiedziałam wstając z łóżka.
Wtedy przypomniałam sobie, że mam na sobie tylko koszulkę nocną. Która ledwo zakrywała moją pupę.
 - Hej, skarbie! – Zawołał za mną Justin, kiedy wchodziłam do łazienki.
- Hmm? – Odpowiedziałam trzymając się drzwi od mojej toalety.
- Marzenia jednak się spełniają – puścił mi oczko.
 Mały, egoistyczny idiota.
- Jesteś obrzydliwy- powiedziałam zamykając się na klucz.
Słyszałam jak podchodzi bliżej drzwi. Widziałam jego białe buty przez szpary w dolnej części drzwi.
- Wcale nie- zaśmiał się-też patrzysz na mój tyłek – mogłam sobie wyobrazić jak przegryza dolną wargę.
JAK. ON. TO. ZAUWAŻYŁ. JAK?! Przecież starałam się być bardzo dyskretna, kiedy to robiłam. Hej, nie osądzajcie mnie. On ma świetny tyłek.
- Przestań Justin wcale tak nie jest- teraz nie wiedziałam czy chcę okłamać siebie czy jego.
Justin wybuchł niekontrolowanym śmiechem. Przewróciłam oczami.

***
- Nie wierzę- wymruczałam.
- W co?- Justin uśmiechnął się szczerze.
- Jest szósta rano, a Ty chcesz urządzić sobie piknik?- Powiedziałam rozkładając ręce.
- Hm. Tak- odpowiedział.
- Z czym chcesz te kanapki?- Otworzyłam drzwi lodówki. Była cała pełna, bo rodzice świetnie mnie zaopatrzyli. Nie wiem czy kiedyś do nich dotrze, że mam już osiemnaście lat i umiem zrobić zakupy.
- O co Ci chodzi? Ja już wszystko przygotowałem.
-  Och, ale chwila… skąd miałeś pewność, że się zgodzę, co?- Przybliżyłam się do niego.
- Jeśli nie chcesz, ktoś na pewno się skusi- odpowiedział z uśmiechem. Poczułam miętowy zapach w swoich nozdrzach.
- Racja. Na pewno, ale nie o szóstej rano.
Jeden zero dla mnie.
- Dobrze, jeśli nie chcesz. Okej, rozumiem – powiedział zakładając swoją kurtkę na umięśnione ramiona.
- Ja żartowałam- zrobiłam minę szczeniaczka.
Całe pomieszczenie wypełniło się naszymi śmiechami. Kiedy skończyliśmy się śmiać nasze oczy się spotkały. Patrzyłam w jego piękne, brązowe oczy przez dłuższą chwilę. Chyba znalazłam ósmy cud świata. Zdecydowanie.
- Wszystko okej z Twoją ręką?- Zapytał przerywając tą wspaniałą chwilę. Świetnie niszczył takie momenty.
- Myślę, że tak – spojrzałam na estetycznie zawiązany bandaż na mojej prawej dłoni.
Uśmiechnął się przejeżdżając swoimi długimi palcami po opatrunku.
***
- Ja tam nie idę- powiedziałam spoglądając na wzgórze przed nami. Było bardzo wysokie. Jak miałam tam wejść?
- Idziesz, idziesz- Justin uśmiechnął się i pociągnął mnie za rękę. W drugie trzymał koszyk piknikowy.
- Justin- użyłam całej swojej siły by się zatrzymał.
- Dobra załatwimy to inaczej- upuścił koszyk i podszedł do mnie. Przerzucił mnie sobie przez ramię jak gdybym była kurtką czy coś.
- Ugh. Nienawidzę. Tego.- Wymamrotałam zwisając z jego ramienia.
- Kochasz to – powiedział.
- Ha ha ha. Zawsze wiesz lepiej? Nie sądzę.- Odpyskowałam.
Po kilku minutach byliśmy już na miejscu Justin postawił koszyk i rozłożył wielki brązowy koc.
- Pięknie tu – powiedziałam przyglądając się widokom przede mną.
- Wiem – Justin znalazła się przy mnie.
- Prawie tak piękne jak Ty – wyszeptał mi seksownie do ucha. Moje policzki szybko oblały się rumieńcem.
- Przestań to robić?
- Co robić? – Zaśmiał się w moje włosy.
- Właśnie to – wymruczałam.
- Nie będę kłamać – ustał naprzeciw mnie.
- Caitlin Ann Finley jesteś piękna – powiedział trzymając moją twarzy w swoich dłoniach. Chwilę potem poczułam jego miękkie usta na swoich. To była nasza chwila. Nie chciałam opuszczać tej magicznej krainy, do której mnie zabrał.

___________________________________

Czytam= komentuję :)
Kochani bardzo proszę zostawcie komentarz jeśli czytacie :)
I dziękuję za 6,000 tysięcy wyświetleń! Mam nadzieję, że nadal będziecie tu tak licznie wpadać ;D
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :D Powoli zbliżamy się do tego by odkryć przeszłość Justina...jak myślicie co będzie dalej?;o Podoba Wam się rozdział?
 Im więcej będzie komentarzy tym szybciej będzie rozdział <33

piątek, 23 sierpnia 2013

Twelve

Notka pod rozdziałem bardzo ważna!

Twelve
Caitlin
Była trzecia nad ranek kiedy przyjęcie się skończyło. Rozejrzałam się po salonie… Mam nadzieję, że tydzień wystarczy by to wszystko sprzątnąć.
- Dasz sobie radę, Caitlin? – zapytała Isabell wtulona w ramię Tylera.
- Pomogę jej – odpowiedział Justin.
Zamknęłam drzwi i udaliśmy się do kuchni.
- Więc uważasz mnie za najładniejszą?- zapytałam nieśmiało.
-  Jakoś niewyraźnie to wyraziłem?
Justin uśmiechnął się szczerze siadając przy wysepce kuchennej.
-Chcesz coś do picia?
- Ta, szklanka wody powinna wystarczyć- powiedział siadając na wysokim krześle przy blacie. Otworzyłam górną szafkę i wzięłam w rękę dwie szklanki. Jedna z nich spadła na podłogę robiąc hałas. Zaczęłam zbierać kawałki szkła które upadły.
- Nie rusz- powiedział Justin schylając się.
Ups, za późno. Jeden z nich wbił się w wewnętrzną stronę mojej dłoni.
- Cholera- jęknęłam widząc wydobywającą się z mojej ręki czerwoną substancję.
Justin wyjął delikatnie z mojej dłoni kawałek szkła. Wrzucił je do zlewu.
- Gdzie tu jest łazienka?- zapytał.
- Na górze w moim pokoju- wstałam z podłogi, a on złapał mnie za biodra, jedną ręką włożył pod moje kolana i zaczął iść.
- Co Ty robisz?- zapytałam zdziwiona. Lekko unosząc kąciki ust.
- Zamknij  swoje piękne usta- powiedział, a moje policzki były teraz tak czerwone jak krew na mojej dłoni. Otworzył nogą uchylone drzwi mojego pokoju. Gdy byliśmy w łazience odkręciłam kran i trzymałam dłoń pod zimną wodą dwie minuty.
-Masz gdzieś spray oczyszczający?- wskazałam na właściwą szafkę- a bandaże?
- W górnej szufladzie, o tam- pokazałam palcem. Chłopak zmoczył ręcznik zimną wodą i przyłożył do rany, potem gdy krew przestała lecieć powiedział:
-Teraz może trochę zapiec- wziął do ręki spray . Zapiekło, a ja wgryzłam się w swoją dolną wargę. Po chwili przestałam, bo nie chciałam by z kolejnego miejsca na moim ciele leciała krew. Justin odłożył przedmiot i zabandażował ranę.
- Gotowe- powiedział po minucie.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech. Odkładał właśnie przedmioty na ich miejsca. Skorzystałam z okazji i spojrzałam na jego mięśnie. Świetnie było je widać przez cienką koszulkę w kratę. Dlaczego musiał być taki seksowny? Bycie aż tak powinno być zakazane, kategorycznie.
-Whoa! – krzyknął, a ja wyrwałam się z zamyślenia. Miał w dłoni moje kremowe majtki z koronki- Boże. Chciałbym Cię kiedyś w tym zobaczyć- uśmiechnął się łobuzersko.
- Niektóre marzenia pozostają niespełnione, wiesz?- powiedziałam.
- Naprawdę?- stał pomiędzy moimi nogami, a ja siedziałam na blacie. Zbliżył się tak, że dzieliło nas tylko kilka centymetrów. Czułam jego ciepło, a jego perfumy przyprawiały mnie o zawrót głowy. Moje myśli szalały. Nim się obejrzałam jego usta były już na moich. Położyłam swoje ręce na jego ramiona, a on przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej. Przyrzekam, że można było poczuć żar który buchał z naszych ciał. Wstałam i odwróciłam się tak by moje plecy stykały się ze ścianą. Wplotłam swoje palce w jego włosy. Kiedy zabrakło mi tchu powiedziałam.
- Świetnie opatrzyłeś moją rękę- przyznałam.
- Moja mama jest pielęgniarką –odpowiedział opierając się jedną ręką o ścianę.
Wyszłam z łazienki i poprawiłam swoje włosy w moje ślady poszedł Justin. Spojrzałam na niego uśmiechając się. Przybliżył się prawdopodobnie po to by znów mnie pocałować, ale na mojej szafce nocnej zawibrował telefon.
- Nie odbieraj- wymruczał seksownie Justin. Nie posłuchałam go i przyłożyłam telefon do ucha.
-O, hej mamo- powiedziałam, a chłopak uśmiechnął się łobuzersko.
- Właśnie dojechaliśmy na miejsce. Mam nadzieję, że nie spałaś.
- Nie, nie mogłam spać więc – wymyśliłam szybko jakąś wymówkę- oglądam serial. Och, już się skończył- skłamałam. Uśmiech nie znikał z twarzy Justina.
-Może pójdziesz już spać? Jest późno.
- Tak zrobię- zaśmiałam się nerwowo i rozłączyłam się.
-Myślę, że to co robiliśmy było znacznie ciekawsze niż jakiś serial- nadal się uśmiechał. Nie bolało go to? Oczywiście, że było. Czy to nie oczywiste?
Justin spojrzał na swoją komórkę.
- Już późno powinienem iść-popatrzyłam na niego chwilę.
- To do zobaczenia- powiedziałam przegryzając dolną wargę.
Podeszłam do swojego łóżka i podałam mu kurtkę, wyciągnęłam rękę by mu ją podać. Wtedy na podłogę upadły małe paczuszki. Otworzyłam oczy tak szeroko, że cudem mi nie wypadły. Wyglądało to na narkotyki.
- J-Justin to Twoje? – wyszeptałam bardziej do siebie niż do niego.
- Tak, moje, ale nie brałem tego – podszedł i złapał mnie za rękę.
Głośno przełknęłam ślinę.
- Chyba musisz już iść – spokojnie wskazałam na drzwi. Założył skórzaną kurtkę na ramiona i wyszedł. Usłyszałam jak otwiera drzwi i wychodzi. Chwilę potem odpalił silnik i odjechał, a ja stałam tam nie wierząc własnym oczom.
____________________________________
Czytam= Komentuję.
Kochani mamy kolejny! :D
Niestety nie mogłam dodać go wcześniej :)
Mam do Was pytanie :) Czy wchodzilibyście na bloga podczas szkoły?
Pozdrawiam i dziękuję za miłe komentarze!:)

niedziela, 18 sierpnia 2013

Eleven

Czytam= komentuję <3

Caitlin
Pomagałam znosić walizki moim rodzicom do samochodu. W końcu postanowili się gdzieś wybrać, a miałam dom do swojej dyspozycji. Na cały tydzień.
- Caitlin, dasz sobie radę?- zapytała moja mama z troską w głosie.
- Mamo to tylko tydzień- powiedziałam podając jej rękę. Lekko ją ścisnęła.
- To AŻ tydzień, skarbie.
- Mam już osiemnaście lat, prawda?
Próbowałam uspokoić swoją mamę kiedy tata pakował do bagażnika resztę bagaży. Tak się zastanawiam… czy wyjeżdżają na tydzień czy miesiąc.
- Oh, no tak – w jej policzkach ukazały się urocze dołeczki kiedy się uśmiechnęła.
- Wszystko gotowe, Susan.
Mój tata podszedł do nas kiedy skończył swoją pracę.
-Ach, no jedźcie już – zażartowałam.
- Ona chce się nas pozbyć – moja mam spojrzała z troską w stronę taty.
- Wiesz gdzie jest apteczka?
Przewróciłam oczami i pokiwałam głową. Przytuliłam ich mocno i patrzyłam jak odjeżdżają z podjazdu. Kiedy tylko weszłam do domu zaczęłam tańczyć i śpiewać coś pod nosem. Czekałam na to od dnia kiedy mama oznajmiła, że wyjeżdżają.

                                                                                   ***

-Wszystko gotowe? – zapytała Isabell rozglądając się po salonie.
- Jej, pierwszy raz robię takie coś – przyznałam szczerze.
- Czas najwyższy – uśmiechnęła się łapiąc mnie za rękę.
Byłam wdzięczna za to, że mam taką przyjaciółkę. Isabell zawsze była przy mnie. Wspierała mnie. Przywracała mnie do normalności kiedy była taka potrzeba. Znałyśmy się od dwóch lat, ale miałam wrażenie jakbym znała ją od zawsze. Tęskniłam za moją przyjaciółką, Destiny. Jasne. Byłyśmy przyjaciółkami od kiedy tylko pamiętałam, ale cóż rodzice chcieli się przeprowadzić, więc…
- Słuchasz mnie, w ogóle? – blondynka potrząsnęła mną.
- Przepraszam –  wracając do rzeczywistości rzuciłam jej przepraszające spojrzenie.
- Wiesz co założysz?
Spojrzałam na Isabell która miała na sobie kremową sukienkę z czarnym paskiem. Na nogach miała wysokie obcasy w tym samych kolorze.
- Tak, właściwie… pamiętasz tą koronką sukienkę którą kupiłam w sierpniu?
- O,taak! Świetny wybór! – krzyknęła podekscytowana.
- To ja lecę na górę się przebrać .
                                                                                           ***
Zarzuciłam swoje włosy na jedną stronę i założyłam srebrne kolczyki. Idealnie pasowały do czarnej, prostej, koronkowej sukienki. Naprawdę ją uwielbiałam. Sięgnęłam po tusz do rzęs który leżał na toaletce i musnęłam nim po rzęsach. Użyłam jeszcze moich ulubionych perfum i spojrzałam w lustro. Sprawdziłam czy wszystko dobrze na mnie leży. Schyliłam się by wsunąć na stopy swój czarne szpilki.
Powoli zeszłam po schodach by nie zepsuć tego nad czym wcześniej pracowałam.
- Wyglądasz cudownie – zagruchotała Isabell.
- Dziękuję – przytuliłam ją lekko.
Widzę, że impreza już się rozkręciła. Wiele osób już tańczyło. Połowy z nich nawet nie kojarzyłam. Posłałam pytające spojrzenie w stronę mojej przyjaciółki, a ta uśmiechnęła się szeroko. No tak…przecież powierzyłam jej organizację całego przedsięwzięcia. Mogłam się domyślić, że to będzie na większą skalę niż to sobie wyobrażałam, ale dziś nie chciałam się martwić. Chociaż w tą jedną noc. Innymi rzeczami zajmę się jutro.  Szufladka z napisem „problemy” została zamknięta i znajduję się na dnie mojego umysłu.
Z głośnik wydobywała się piosenka „ The Big Bang”. Isabell pociągnęła mnie w stronę bawiących się ludzi. Wspominałam już ,że ja+ taniec  = totalna porażka. Oh, nie? A powinnam… Naprawdę powinnam…
- Tu jesteś- wyszeptał mi do ucha znajomy głos. Uśmiechnęłam się odwracając się do niego przodem.
- Nie wiedziałam, że będziesz.
- Czy to na Twojej twarzy to szczęście? – powiedział lekko zachrypniętym głosem.
- A jak myślisz? – droczyłam się z nim. Przypominając sobie dzień na plaży jak on robił to ze mną.
- Lubię tą piosenkę. Zatańczmy – powiedział szybko zmieniając temat. Przysłuchałam się muzyce dudniącej z głośników, ale jej nie znałam. Spojrzałam na światła dyskotekowe po bokach mojego salonu. Isabell zadbała o wszystko.
- Justin ja i taniec… to złe połączeni- zmarszczyłam brwi.
Pomyślałam o tych wszystkich dyskotekach i wszystkie opisywało jedno słowo „koszmar”. Nazywajcie to jak chcecie. Wszystkie tego typu określenia były prawidłowe. Ku mojemu szczęściu piosenka zwolniła się na wolniejszą. Teraz mogliśmy słyszeć „Never Say Never” The Fray.
Uff, wolne tańce jakoś dało się przeżyć.
- Hm, nauczę Cię – zaproponował Justin.
Ustałam naprzeciwko niego. Ułożył swoje ręce na moje biodra, a ja swoje dłonie na jego ramionach. Kołysaliśmy się lekko na boki. To było bardzo przyjemne. Wtuliłam swoją głowę w jego klatkę piersiową.
                                                                               ***
Kilka osób z mojej szkoły siedziało w kółku. Graliśmy w „ Prawda czy wyzwanie” mówiłam Isabell, że to dla dzieciaków , ale nawet nie chciała mnie słuchać.
- Więc Ally – niebieskooka blondynka spojrzała na szatynkę siedzącą przed nią – prawda czy wyzwanie?
Dziewczyna odpowiedziała bez namysłu.
- Prawda.
- Hm, dobrze – Isabell dotykała swojego policzka – Kto był Twoim pierwszym pocałunkiem?
Policzki Ally w sekundzie zrobiły się czerwone. Zakryła je rękami i wydusiła z siebie:
- Tom – powiedziała nadal się rumieniąc.
Prawie wszyscy wykrzywili swoje twarze w uśmiechu. Tom był graczem drużyny szkolnej w koszykówkę. I był bardzo przystojny.
- Wybieram Kimberly – powiedziała do blondynki siedzące obok niej.
Kto ją tu w ogóle zaprosił?
- Wyzwanie, oczywiście – uśmiechnęła się złośliwie.
- Mam świetny pomysł. Idź i zatańcz coś na stole.
To co powiedziała Ally natychmiast zostało spełnione przez Kimberly. Zrobiło mi się niedobrze widząc ją wyginającą się na stole. Kiedy to robiła spojrzałam na Justina. Patrzył w ogóle w inną stronę. Uśmiechnęłam się w duchu.
- Justin prawda czy wyzwanie? – powiedziała siadając na swoim miejscu.
- Wyzwanie – wypalił szybko.
- Pocałuj najładniejszą dziewczynę w tym pokoju.
Kimberly zarzuciła swoje blond włosy do tyłu. Nie chcąc patrzeć na Justina bawiłam się swoimi palcami. Głośno przełknęłam ślinę kiedy poczułam jego place na mojej brodzie. Odwróciłam się i nim się obejrzałam wbił swoje wargi w moje. To uczucie było niesamowite. Poczułam mrowienie na całym ciele, a nasze wargi poruszały się zgodnie. Zamknęłam oczy i poddałam się chwili. Nie chciałam pamiętać o ludziach którzy właśnie się nam przyglądali. W tej jednej chwili zapomniałam o wszystkich problemach, zapomniałam o moich zmartwieniach i poddałam się chwili. Nie chciałam odrywać swoich usta od usta Justina. On zaczął ten pocałunek więc on powinien go skończyć.

                    _______________________________________

Czytam=Komentuję <3


Pierwszy pocałunek Justina i Caitlin *_* Podoba się? W następnym gwarantuję duuużo emocji.
Więc...dziękuję za 7 komentarzy to dla mnie wile znaczy,naprawdę :)
Zajrzyjcie do zakładki "zwiastun" pojawił się trailer mojego opowiadania :DKolejny rozdział już w piątek xoxo



Zwiastun

Hej, kochani!
 Właśnie dodałam zwiastun :) Myślę, że powinniście go obejrzeć mi się osobiście bardzo podoba wykonała go @KingaKinia21 . Dziękuję i zachęcam do przeczytania mojego opowiadania. Uważam,że to świetna okazja by dodać nowy rozdział JUŻ DZIŚ! <3

piątek, 16 sierpnia 2013

Ten

CZYTASZ? KOMENTUJ! DLA CIEBIE TO NIEWIELE, A MNIE MOTYWUJE I WIELE DLA MNIE ZNACZY <3 NASTĘPNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ W PONIEDZIAŁEK. 


Ten
Caitlin
- Caitlin, wstawaj już dwunasta – moja mama potrząsnęła lekko moim ramieniem.
- Hmm, naprawdę?- powiedziałam nadal zaspana. Odwróciłam się na drugi bok.
- Poszłabyś do sklepu? Zabrakło mi kilku rzeczy.
- Ugh, co z samochodem? – otworzyłam oczy i przetarłam je.
- W warsztacie – odpowiedziała siadając na skrawku łóżka.
- Dobra, będę za dwadzieścia minut na dole.
Mama zeszła na dół zamykając za sobą drzwi. Przeciągnęłam się idąc w stronę łazienki. Po szybkim prysznicu ustałam przed lustrem i spojrzałam w nie. Chyba potrzebowałam trochę więcej czasu niż dwadzieścia minut. Ze szklanego kubka na umywalce wyciągnęłam swoją niebieską szczoteczkę do zębów. Związałam swoje włosy w koński ogon. Myślę, że teraz da się wejść do ludzi.
- Więc co jest tak bardzo potrzebne? – ziewnęłam.
Moja mama położyła listę na stole tuż obok jej portfela. Wpakowałam wszystko do małej torby na moim ramieniu. Ruszyłam w stronę drzwi kiedy wpadłam na tatę.
- Przepraszam – wymruczałam, a on radośnie się uśmiechnął i wskazał ręką bym przeszła.
Jednej rzeczy nie rozumiałam. Dlaczego wszyscy są tak szczęśliwi o tej porze? Ja niedawno wstałam i zdecydowanie nie było mi do śmiechu.
Szłam kilkanaście minut, aż dotarłam do jakiegoś sklepu. Napis przed drzwiami głosił „Tanie i wygodne zakupy” Jak tu ostatnio byłam przy kasie spędziłam więcej niż pół godziny. Czy naprawdę nikt inny nie zgłosił się do pracy? Tylko jakaś staruszka? Jestem pewna, że miała ponad osiemdziesiąt lat i nie bardzo potrafiła obsługiwać większość urządzeń. Pokiwałam głową i weszłam do sklepu drzwi same się przede mną otworzyły. Wzięłam koszyk i wyjęłam listę zakupów. Błądziłam po sklepie kilka minut zanim znalazłam produkty. Już prawie wszystko znajdowało się w koszyku. Właśnie miałam ruszać do kasy kiedy usłyszałam znajomy głos:
- Jazmyn, no proszę. Jesteśmy tu już tak długo. Czekoladowe czy truskawkowe ? – Justin trzymał w rękach dwa kartoniki mleka. Miał znudzoną minę.
Odwróciłam się by ukryć swoją. Kiedy przestałam chichotać podeszłam do nich. W jego koszyku siedziała przeurocza mała dziewczynka. Miała brązowe włosy i oczy.
- Ja bym wybrała czekoladowe – uśmiechnęłam się spoglądając  na nich. Choć bardzo się różnili od razu było widać, że są rodzeństwem.
Justin spojrzał na mnie tak jak gdyby zobaczył Ufo. Pomachałam mu lekko ręką.
- Chcę cekoladowe, Justin – mała dziewczynka zapiszczała.
Justin posłał jej spojrzenie „ Nie mogłaś tak od razu?”
- Co Ty tu robisz?
- To sklep. Myślę, że zakupy – poniosłam brew.
- Zapomnijmy o tym – uśmiechnął się szczerze- Już kończysz?
- Tak, właściwie – wzięłam z górnej półki kartonik mleka i włożyłam do koszyka- skończyłam.
Podeszliśmy  do kasy przy której była najmniejsza kolejka.
- Masz naprawdę uroczą siostrzyczkę- spojrzałam na małą Jazmyn na rękach Justina. Dziewczynka uśmiechnęła się słodko.
- Taaak – powiedział Justin dotykając swoim nosem małego noska siostry.

                                                                              ***
- Wróciłam – powiedziałam wchodząc do domu z ciężkimi torbami.
Moja mama chodziła po domu rozmawiając prze telefon. Wskazała ręką na miejsce gdzie miałam umieścić torby. Rozpakowałam zakupy i umieściłam wszystko na swoim miejscu. Kiedy skończyłam w moim brzuchu zaburczało. Spojrzałam na zegarek który wskazywał 13.45. Postanowiłam, że to świetna pora by zrobić obiad. Sprawdziłam czy mam potrzebne produkty i położyłam wszystko na blacie.
- Pachnie ładnie – powiedziałam smażąc kawałki kurczaka na patelni. Przełożyłam go na talerze. Nakryłam do stołu i położyłam na nim misę z sałatką.
- Obiad! – krzyknęłam. Czułam się jakbym była mamą i wołała gromadkę swoich dzieci na obiad. Zachichotałam pod nosem. Wszyscy usiedliśmy do stołu i napełniliśmy swoje talerze.
- To pyszne, Caitlin – powiedział mój tata jedząc kurczaka.
- To tylko kurczak, tato- zachichotałam.
- Ale pyszny kurczak- uśmiechnął się, odwzajemniłam uśmiech.
Po skończonym obiedzie pobiegłam na górę i postanowiłam odrobić lekcję. Była to ostatnia pozycja rzeczy jakie chcę dziś robić. Nim się obejrzałam moja głowa spoczywała na twardych okładkach książek.

Nowy szablon

Zmieniłam szablon, podoba się? :) Myślę, że bardziej pasuje do mojego opowiadania co o nim myślicie?;)

czwartek, 15 sierpnia 2013

Nine


Nine
Caitlin
Na nic zdały  się próby błagania Justina . Zaczął biec do wody, a ja tylko zamknęłam oczy przygotowana na to co mnie zaraz czeka. Justin złapał za moje biodra i postawił delikatnie na piasku. Fale uderzyły o moje nagie stopy. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam stojącego przede mną Justina uśmiechającego się. Co go tak bardzo śmieszyło?  Staliśmy wpatrując się na siebie. Justin dotknął dłonią mojego policzka, a ja szerzej otworzyłam oczy. Wtedy ktoś ochlapał Nas wodą. Justin miał teraz mokre włosy które bezwładnie opadły mu na czoło. Wyglądał bardzo seksownie. Odwróciłam głowę i przegryzłam wargę. Też byłam mokra, ale nieco mniej. Justin przeczesał włosy dłonią. Mówiłam, że wyglądał seksownie? Miałam na myśli bardzo seksownie. Nim się obejrzałam pobiegł za Tylerem i oboje byli w wodzie.
- Jak dzieci- powiedziała Isabell stając przy moim boku.
- Albo gorzej – przyznałam śmiejąc się.
- Macie ochotę na kąpiel? – Tyler pomachał swoimi włosami jak pies po kąpieli wytrząsając z nich wodę.
- Nie – prawie krzyknęłyśmy z Isabell równocześnie.
Odeszliśmy od Tylera i Isabell zostawiając ich samych. Czułam miękki piasek między moimi palcami u stóp.
- Dlaczego się tak bałaś? Nie umiesz pływać? – powiedział zapatrzony w ogień.
- Ja bałam? Co? – nerwowo przegryzłam wargę.
Justin zaśmiał się cicho.
- Czyli nie umiesz.
- Oh, tak nie umiem. Zadowolony?  - podniosłam brew i spojrzałam na niego.
- Nauczę Cię chcesz?
- Oh, naprawdę? – zachichotałam by zaraz spoważnieć.
- Chodźmy – wskazał głową na wodę przed nami.
Kiedy już znaleźliśmy się w wodzie Justin powiedział:
- Połóż się, trzymam Cię.
Jeszcze mokre włosy opadały na jego czoło. Poczułam jego rękę na swoich plecach. Obejmując mnie tak bym nie wpadła do wody. Położyłam się i trzymałam jego ramię bardzo mocno.
- Hej księżniczko, nie bój się – Justin pochylił się, a ja poluzowałam uścisk.
- A jeśli mnie puścisz, a „popłynę” na dno?
- Ufasz mi? – zwęził usta w wąską linię.
- Ja nie wiem,  Justin. Może to zły pomysł? – spojrzałam na niego błagalnie.
- Ufasz czy nie? – szatyn podniósł brew.
Sama zadawałam sobie to pytanie. On opowiedział mi o wszystkim co go gnębiło. Powinnam mu zaufać.  Zamknęłam oczy i znużyłam się tak, że miałam teraz wodę w uszach. Ugh.
Kiedy spędziliśmy około trzydziestu minut na tym by nauczyć mnie pływać wstałam i powiedziałam:
- Już starczy, jak myślisz?
Zarzuciłam swoje mokre włosy na jedno z ramion i wycisnęłam z nich wodę.
- Jak chcesz. Zobacz są tam dwa kamienie, usiądziemy na nich? – spojrzałam w dal i zobaczyłam dwa spore głazy. Podeszliśmy do nich z Justinem i usiedliśmy na nich.
- Co znaczy ten tatuaż? – dotknęłam opuszkami palców jego klatkę piersiową gdzie miał tatuaż. Była to ciąg cyfr, prawdopodobnie jakaś data zapisana rzymskimi cyframi.
- To data urodzenia mojej mamy – Justin polizał dolną wargę.
- Oh, to piękne– uśmiechnęłam się.
- To nie jest piękne– zmarszczył brwi.
- Wiesz zaw...- moją wypowiedź przerwała wysoka blondynka stojąca naprzeciwko Justina.
- Hej, dużo ćwiczysz? Masz świetny brzuch! – zatrzepotała rzęsami.
Prawie zakrztusiłam się powietrzem. Przyłożyłam dłoń do ust by się nie śmiać. Justin tylko uśmiechnął się krzywo. Kiedy nic nie odpowiedział blondynka kontynuowała.
- Jej, mogę  dotknąć? – powiedziała podekscytowana.
Odwróciłam głowę i niezręcznie podrapałam się po karku. W tej samej chwili wziął rękę dziewczyny i położył na swoim umięśnionym brzuchu.
- Wow! Jak stal! – pisnęła dziewczyna.
- Ashley! Ashley! Nie uwierzysz… widziałam – podbiegła do niej brunetka średniego wzrostu.
W tej samej chwili na spodnie Justina wylało się picie które trzymała w dłoni blondynka.
-Przepraszam, to było… Co Ty narobiłaś?- spojrzała groźnie na brunetkę stojącą za nią.
- Może już sobie pójdziecie? – zaproponował Justin.
Dziewczyny odeszły szepcząc coś. Zrozumiałam tylko „ Czy Ty go widziałaś? Był taki przystojny” i „Zawsze coś zepsujesz”
- Nie zbyt dobrze to wygląda – pokiwałam głową.
- Wygląda jakbym się osikał, Caitlin – jego policzki lekko się zaróżowiły. Wyglądał uroczo.
- Nie, Justin –poklepałam go po ramieniu.
Spojrzał na mnie i podniósł jedną brew.
- No może troszkę- przechyliłam głowę na bok.
- Chodźmy w samochodzie powinienem mieć coś, cokolwiek.
- To był naprawdę świetny dzień, pomijając jeden szczegół – powiedziałam przypominając sobie plamę na spodniach Justina. Oparłam  się o samochód Justina. Staliśmy przed moim domem. W małym miasteczku w Kalifornii nadchodził wieczór.
- Mhm – Justin wpatrywał się w moje oczy, na co speszona spuściłam wzrok.
Poczułam jego palce na swojej brodzie, delikatnie ją podniósł i tym samym znów na niego spojrzałam.
Pochylił się, a ja ustałam na palcach. I wtedy…
- Mam nadzieję, że to co wibruje w Twoich spodniach to telefon – przegryzłam dolną wargę.
Justin szeroko się uśmiechnął. Włożył rękę do kieszeni i odebrał telefon.
- Co jest kurwa tak ważne? – mruknął. Justin odszedł kilka metrów ode mnie i kontynuował rozmowę.
Między czasie poprawiłam swoje ubrania, gdzie niegdzie nie układały się tak jak należało.
- Muszę już jechać.
- To do zobaczenia w poniedziałek – uśmiechnęłam się lekko.
- Do zobaczenia – powiedział Justin kiedy siedział już w samochodzie.
Pomachałam mu ręką na pożegnanie i czekałam aż stracę go z oczu. Pobiegłam do drzwi wejściowych, otworzyłam je i zobaczyłam rodziców siedzących w salonie. Oglądali coś w telewizji.
- Jak się bawiłaś? – mama zapytała nie odrywając wzroku od płaskiego ekranu.
- Świetnie – uśmiechnęłam się szeroko.
Weszłam na górę i szybko wzięłam prysznic, przebrałam się w piżamy i położyłam na łóżku.
Myślałam o tym co „miało’’ by się zdarzyć gdyby nie dzwoniący telefon. Wiedziałam, że tego chciałam i wiem, że on też. Zaśmiałam się głośno. Dziewczyno, prawie pocałowałaś Justina Biebera.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Eight


Czytasz=komentujesz :)
Eight
Caitlin
Było sobotnie popołudnie gdy chodziłam po domu próbując sobie przypomnieć co jeszcze miałam spakować. Wiem, wiem to tylko kilka godzin. Spojrzałam na swoją listę. Tak. Zrobiłam listę.
Bikini- jest.
Krem do opalania- jest.
Ręcznik- jest.
Okulary- są.
Masa innych rzeczy – jest.
- Nie czekajcie z kolacją – powiedziałam rodzicom odpisując na sms’a Isabell w którym pytała jaki kolor bikini będzie lepszy.
- Z kim Ty cały czas tak piszesz? – zapytała mama marszcząc brwi.
- Z moim dilerem. 
Moja mama przewróciła oczami, a ja spróbowałam nie wybuchnąć śmiechem. Usłyszałam dźwięk klaksonu. Szybko wyszłam z domu pakując do torby klucze które wzięłam na wszelki wypadek gdyby rodziców nie było o godzinie o której wrócę. Spojrzałam na samochód który stał na ulicy. Jak dobrze widziałam było to porsche. Justin stał oparty o drzwi pasażera. Wypalał właśnie papierosa.
- Boże, Justin schowaj to – wyszeptałam do niego.
- Dlaczego szepczesz? – odpowiedział również szeptem uśmiechając się.
-Ugh. Gdy moi rodzice to zobaczą…
- Zapomniałem jaka grzeczna jesteś- przyznał kręcąc głową z uśmiechem.
Rozejrzałam się by sprawdzić czy rodziców nie ma w oknach czy coś w tym stylu. No wiecie coś  co zawsze robią rodzice. 
- Oh, do prawdy? – wzięłam papierosa którego trzymał Justin i umieściłam w swoich ustach, wypuściłam dym prosto w jego twarz. Spoglądał na mnie trochę zdziwiony, trochę rozbawiony.
- Grzeczna, mówiłeś?- uśmiechnęłam się zwycięsko.
- Jestem pod wrażeniem, shawty. Naprawdę- Justin dusił w sobie śmiech.
- Jedźmy na ta głupią plażę- powiedziałam spoglądając na samochód.
- Podoba Ci się? – zapytał Justin otwierając drzwi pasażera.
- Jest…fajny.
Justin momentalnie pojawił się na miejscu pasażera.
- Nigdy nie mów facetowi, że jego samochód jest…fajny. To, że go wybrał to znaczy, że jest najlepszy.
Czy on to powiedział zupełnie poważnie? Takie miałam wrażenie.
- Czyli na przykład… jeśli będziesz miał dziewczynę to ona też będzie najlepsza?
- Czy to nieoczywiste? – odparł śmiejąc się.
Kiedy wjechaliśmy na główną drogę Justin dodał gazu. Domy nikły stopniowo ,aż w końcu  nie było ich wcale.
- Ile się tam jedzie? 
- Chyba godzinę, coś nie tak?
Przegryzłam wargę na myśl o tym, że czekała mnie godzina jazdy samochodem z Justinem. To sporo czasu. 
- Nie, jest okej.
Poczułam jak kropelki potu zbierają się na moim czole. Odpięłam jeden guzik swojej czerwonej koszulki, która nie zakrywała ramion.
- Mógłbyś włączyć klimatyzację? – zapytałam Justina.
Chłopak wyciągnął rękę i nacisnął jakiś przycisk. Natychmiast mi ulżyło kiedy poczułam chłodny podmuch.  Justin śmiała się bardzo głośno.  Spojrzałam na niego.
- Co Cię tak śmieszy? – uniosłam brew, a on odwrócił się do mnie.
- Gdybym tego nie zrobił odpięła byś kolejny guzik.
-  Ha ha ha – zaśmiałam się gorzko.
Oparłam głowę o szybkę i chciałam by ten czas jakoś minął. Nawet nie wiedziałam kiedy moje powieki opadły, a ja zasnęłam.
- Caitlin- Justin lekko machał moim ramieniem.
- Hmm? – mruknęłam zaspana.
- Jesteśmy na miejscu – odpowiedział śmiejąc się. Dlaczego on zawsze się śmieje?
- A ,tak, jasne już – odpięłam pas.
- Tak słodko spałaś.
- Patrzyłeś? – zmarszczyłam czoło.
- Czasami – puścił mi oczko.
- Ugh. Justin – powiedziałam wysiadając  z samochodu.
- Twoja torba – Justin pomachał przede mną moją torbą.
Odrzuciłam głowę do tyłu i ruszyłam w jego stronę. Wyciągnęłam rękę.
- Myślisz, że tak łatwo Ci ją oddam? – podniósł brwi ,a na jego twarzy widniało rozbawienie. 
- To. Nie. Jest. Śmieszne – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Justin poniósł prawą dłoń więc widziałam wszystkie jego tatuaże. Każdy był inny, ale razem układały się w idealną całość. 
- Już jej nie chcesz? – uśmiechnął się łobuzersko machając nią w górze.
- Oczywiście, że chcę – tupnęłam nogą.
Podeszłam do niego i spojrzałam w jego brązowe oczy. Co ja robię? Ktoś zna odpowiedź? Może myłam, że pod wpływem chwili zapomni o torbie i ją upuści. On stał niewzruszony. Podskoczyłam by ją złapać. Na nic. Wszystko na nic.
- Justin tak bardzo proszę – zrobiłam najsłodszą minę szczeniaczka jaką tylko potrafiłam.
On tylko wzruszył ramionami.
- Dobrze jak chcesz, weź sobie tą głupią torbę – powiedziałam i ruszyłam w stronę bawiących się ludzi. Na środku plaży było ognisko. Obok niego  nikt nie siedział. Wszyscy bawili się w wodzie lub spacerowali z czerwonymi kubkami w których zapewne był alkohol.  Słyszałam za sobą kroki. Prawdopodobnie był to Justin. Złapał mnie za nadgarstek i obrócił w jego stronę. Wziął moja rękę i umieścił na niej torbę która teraz zwisała z mojej dłoni.
- Odezwało się w Tobie sumienie czy jak? – udawałam oburzoną całą zaistniałą sytuacją.
- Będziesz za to zła, naprawdę? - Justin popatrzył na mnie. Wcale nie żartował.
Przechyliłam głowę i szczerze się uśmiechnęłam, chłopak zrobił to samo.
- Mówisz, że ja jestem niemożliwy – pokiwał głową.
Ruszyliśmy w stronę plaży. Zdjęłam koszulkę i rzuciłam gdzieś obok mojej torby. Moje kremowe bikini wyglądało ładnie z połączeniem moich białych szortów. Spotkałam spojrzenie Justina na sobie. Przewróciłam oczami.
- Chcesz wiadro? Ślinisz się. – powiedziałam śmiejąc się.
- Nie powinnaś tego mówić – Justin polizał swoją dolną wargę, a zaraz potem przerzucił mnie sobie przez ramię. 
W duchu przeklinałam swoją głupotę i szczerość. Uderzałam go pięściami w plecy, ale on był niewzruszony. To tak jakby dostał piórkiem czy coś, przecież był świetnie umięśniony. 
- Gdzie Ty w ogóle ze mną idziesz? 
- Widzisz tą wodę, tam? – wskazał ręka na rozciągający się ocean. No jasne, że widzę! Ups.
- Nie, Justin ja tylko żartowałam, proooszę – zacisnęłam usta w wąską linię.
Na ułamek sekundy moja uwagę przykuli Isabell i Tyler pływający razem. Oni pływali, a ja prawdopodobnie miałam zostać tam zaraz wrzucona
.
_____________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)

Dziękuję za sporą liczbę komentarzy <3

Mam nadzieję,że będzie ich coraz więcej i więcej :D

Następny rozdział już w czwartek :)

niedziela, 11 sierpnia 2013

Seven

Seven
Caitlin
Poranne słońce obudziło mnie z bardzo przyjemnego snu. Otworzyłam oczy z wielkim trudem i spojrzałam na sufit. Po czym na zegarek i znów sufit. Było wcześnie więc jeszcze nie musiałam wstawać. Cały wieczór myślałam o nagłej szczerości Justina i tym przez co musiał przejść. Wcale nie dziwiłam się dlaczego wyjechał wszystko musiało mu o niej przypominać. Próbowałam to zrozumieć, ale cały czas przed oczami miałam obraz jego oczu przepełnionych bólem.
Zamknęłam oczy i oczyściłam swój mózg ze wszystkich  myśli. Kiedy przyszedł czas na to by wstać leniwie zeszłam z swojego łóżka i udałam się do łazienki. Jak zawsze wzięłam prysznic, umyłam zęby i poczesałam swoje długie włosy. Zawinięta w miękki ręcznik udałam się do swojej małej garderoby wybrałam ciemne dżinsy, białą koszulkę i czarną skórzaną kurtkę z ćwiekami. Kiedy już to ubrałam spojrzałam w lustro. Wow. Wyglądałam jak motocyklista czy coś.
- Caitlin, pośpiesz się! Odwiozę Cię do szkoły – krzyknęła mama z dołu.
Dzięki Bogu, nie musi odwozić mnie codziennie. Zabrałam swoją torbę i zbiegłam na dół.
- Dzień dobry – ucałowałam rodziców w policzki.
- Jak się spało? – zapytał tata zza swojego laptopa. Zamknęłam go lekko.
- Ja chociaż spałam – skrzywiłam się.
- Caitlin to moja praca.
- Może pomyślicie o jakiś wakacjach czy coś?- zaproponowałam.
- To nie jest zły pomysł, prawda Will? – powiedziała mama stawiając na stole dzbanek soku pomarańczowego.
- Ehem – odpowiedział mój tata nadal wpatrzony w ekran laptopa.
- Wyjeżdżamy za tydzień. Postanowione. Teraz mnie słuchasz?
- Susan, tak słyszę. Oczywiście dla Ciebie wszystko.
Roześmiałam się cicho przyglądając się tej scenie.
- Malibu. Tak, Malibu to świetny pomysł.
- A co jeśli nie dostaniemy tego urlopu? – zasugerował tata.
- O ,nie, nie mój drogi to nie wchodzi w grę.
Wiedziałam, że moja mama jest stanowcza i zawsze dąży do celu, ale nie wiedziałam że tak szybko je sobie wyznacza.
- Świetnie wszystko zakotwione. To Twoje śniadanie słonko – mama uśmiechnęła się i podała mi szara papierową torbę.
- Dziękuję. Jedziemy już?
- Tak, idź już zakładać buty zaraz będę.
                                                                                   ***
- Na plażę? Jutro? – powtórzyłam słowa Isabell zdziwiona.
- Czemu, nie? – powiedziała łamiąc obwarzanka na pół.
Do naszego stolika przysiedli się Tyler i Justin. Tyler uśmiechnął się do mojej przyjaciółki i dał całusa w policzek.  Zajęli miejsca naprzeciwko nas. Spojrzałam na Isabell której policzki były lekko zaróżowione.
- Może wy ja przekonacie? – zwróciła się do chłopaków.
- Hmm? – mruknął Justin.
- No z Tą plażą jutro – Isabell westchnęła jak gdyby powtarzała coś po raz setny.
- Idę po coś do jedzenia – odparłam pośpiesznie wstając z miejsca.
Ruszyłam stronę gdzie zebrała się już kolejka po jedzenie. Spojrzałam na menu, ale raczej na nic nie miałam ochoty. Na swojej racy umieściłam tylko jogurt o smaku truskawkowym. Przywitała mnie pani sporych rozmiarów z siatką na włosach.
- To będzie 60 centów – powiedziała znudzona, a ja podałam jej dolara. Wydala mi resztę którą umieściłam w kieszeni. Odstawiłam tacę i wzięłam łyżeczkę.
- Dlaczego nie chcesz jechać? – Justin miał lekko zachrypnięty głos.
- Możesz tego więcej nie robić?
- Czego? – uśmiechnął się rozbawiony.
- Tego – wyrzuciłam ręce w powietrze.
- Zmieniasz temat – zauważył.
- Nie chcę jechać… ja chyba nawet tego nie powiedziałam… Isabell jak zwykle dramatyzuje – spojrzałam w stronę naszego stolika. Siedziała pochylona ku Tylerowi. Nie zamierzając im przeszkadzać wybrałam inny stoli. Justin się do niego dosiadł. Otworzyłam jogurt i zaczęłam jeść.
- Więc?- naciskał.
Pochyliłam się ku niemu spoglądając w jego oczy.
- Niby dlaczego Ci tak na tym zależy, co? – uśmiechnęłam się.
- To źle?
- Nie skądże – odpowiedziałam.
- Wiesz co… będę u Ciebie o dwunastej nie przyjmuję odmowy – powiedział uśmiechając się.
- Ale hej! – krzyknęłam kiedy już odchodził.
Skończyłam jogurt i wyrzuciłam opakowanie wraz z plastikową łyżeczką.
- Idziemy? Zaraz zacznie się lekcja – zwróciłam się do Isabell.
- Jasne – odpowiedziała wstając z krzesła.
Podeszłyśmy do swoich szafek i wyciągnęłyśmy potrzebne książki. Zamknęłam swoją i oparłam się o nią.
- Więc jedziesz? – Isabell uśmiechnęła się zwycięsko.
- Chyba nie mam wyboru – skrzywiłam się.
_________________________________________________________
Czytasz= komentujesz :)

Kolejny już we wtorek <3

sobota, 10 sierpnia 2013

Six

NOTKA POD ROZDZIAŁEM BARDZO, BARDZO WAŻNA. PRZECZYTAJ.
Six

Caitlin
Stałam trochę oniemiała wpatrując się w niego. Nie okazywał żadnych emocji, ale w jego oczach widoczny był ból.
- Justin, możesz mi powiedzieć, jeśli tylko chcesz – zaproponowałam kładąc ręką na jego ramieniu.
- Gdyby to było takie łatwe, Caitlin-  chłopak wplótł swoje palce w moje i przybliżył się jeszcze bardziej. Teraz czułam miętowy zapach w moich nozdrzach.
- Jeśli tylko chciałbyś pogadać wiesz gdzie mnie szukać – powiedziałam biorąc swoją torbę.
Chciałam już wychodzić gdy Justin złapał mnie za nadgarstek i zacisnął na nim swoją pięść.
- Zaczekaj, przepraszam – powiedział łagodnie.
- Nic się nie stało – odpowiedziałam lekko się uśmiechając. 
Teraz ja i Justin opieraliśmy się o blat kuchenny.
- Maya była moją dziewczyną – zaczął- dwa lata temu zginęła w wypadku samochodowym.
- Oh – jęknęłam mimowolnie – Justin tak bardzo mi przykro.
Ustałam na palcach by go przytulić w geście pocieszenia. Oparł brodę o moją głowę.
- Nie mogłem się z tym pogodzić więc wyjechałem. Po dwóch latach wróciłem. Myślałem, że przyzwyczaję się do tego pieprzonego bólu, ale Caitlin to nic nie dało.
Czekałam aż skończy mówić i odezwałam się.
- Czasami musimy zaakceptować, że niektórzy są w naszych sercach nie życiu.
On nic nie odpowiedział wiec kojąco pogłaskałam go po plecach. Stałam tam mentalnie się policzkując. Może to przeze mnie teraz tak bardzo cierpi? Ale to nie moja wina ,że właśnie teraz leciał ten film. Było mi tak bardzo przykro. Stracił kogoś kogo prawdopodobnie bardzo kochał w tak młodym wieku. Byłam bardzo zaskoczona, że zdecydował się powiedzieć mi prawdę. To dla mnie bardzo dużo znaczyło.
                                                                                    ***
- Justin, może dokończymy oglądanie tego meczu? – zaproponowałam po dziesięciu minutach ciszy.
- Od kiedy lubisz sport? – zapytał podnosząc brwi.
- Ugh, Justin. Nie lubię określonych dyscyplin sportu, okej?
- Co robisz by tak wyglądać? – spojrzał na mój płaski brzuch. Ludzi zawsze to ciekawiło. Nie wiem… takie geny? Jadłam co chciałam, a nadal wyglądałam …dobrze.
- Nic nie robię – powiedziałam wzruszając ramionami.
- Może zrobię popcorn? – Justin zmienił temat.
- Dobra.
Justin wyjął z górnej szafki dużą czerwoną miskę postawił ją na bezowym blacie i przeszukał półki w poszukiwaniu popcornu. Kiedy ją znalazł umieścił w mikrofalówce i ustawił zegar na trzy minuty. 
Siedzieliśmy na kanapie oglądają mecz, kiedy coś we mnie trafiło. Spojrzałam na dół, a na moich spodniach leżało samotne ziarenko kukurydzy. 
- Wszystko z Tobą dobrze? – zapytałam rozbawiona.
- Czy to podchwytliwe pytanie? – Justin spojrzał na mnie i łobuzersko się uśmiechnął.
- Jesteś okropny – pokręciłam głową.
- Wcale nie – Justin przybliżył się.
- Wcale tak – powiedziałam biorąc w rękę garść popcornu i rzucając w niego.
- Caitlin mam sól w oku – chłopak wstał i zamknął swoje oczy.
- O mój Boże, Przepraszam nie wiedziałam, Justin,  wybacz – mówiłam szybko.
Wstałam i podbiegłam do niego.
- Pokaż to proszę – położyłam dłoń na jego policzku, a on otworzył oczy i przybliżył się do mnie.
- Jednak się o mnie martwisz – powiedział wpatrując się w moje oczy. Teraz mogłam podziwiać jego wszystkie zęby. 
- Jesteś okropny, zdecydowanie.
Spojrzałam na zegarek na ścianie. Była już 21.45. 
- Em, ja muszę iść- rozglądałam się po salonie w poszukiwaniu mojej czarnej torby. Kiedy ją znalazłam podeszłam do sofy i założyłam ją na ramię.
- Odprowadzę Cię – zaproponował Justin.
                                                                                 ***
Justin
Nadal nie mogłem zrozumieć dlaczego jej to powiedziałem. Ufałem jej? Być może. Znałem ją już od ponad dwóch miesięcy. Wydaję mi się, że tyle wystarczy by choć trochę poznać człowieka. Chyba wiedziałem jaka była Caitlin. Była uprzejma, pomocna i przyjacielska ,ale wiedziałem, że umie postawić na swoim kiedy trzeba. Coś w niej przypominało mi Mayę. Miały takie same włosy i oczy podobnego koloru. Choć charakterami zupełnie się różniły. Słyszałem, że jeśli mówi się komuś swoje problemy to się mu ufa. Prawdopodobnie. Nawet jeśli bardzo bym chciała nie mogłem jej wyznać całej prawdy. Wiedziałem, że to wszystko by skończyło. Po śmierci Mayi było mi tak trudno.. Wszystko mi ją przypominało wiec postanowiłem wyjechać do Los Angeles. Czasami zapominałem. Właściwie tylko wtedy gdy za dużo wypiłem. Ale gdyby to było najgorsze… 
___________________________________________________________
PROSZĘ JEŚLI CZYTACIE ZOSTAWCIE KOMENTARZ. DLA WAS TO KILKA SEKUND,A DLA MNIE TO BARDZO WAŻNE. JEŚLI NADAL BĘDZIE TAK MAŁO KOMENTARZY POMYŚLĘ NAD TYM CZY DALEJ PISAĆ. DO NASTĘPNEGO <3
Teraz możecie komentować też anonimowo <3

czwartek, 8 sierpnia 2013

Five

Five
Caitlin

2 miesiące później 

- Co znaczy „rodzice zabrali mi kartę kredytową”? – powiedziałam do telefonu. Chodziłam po pokoi bez celu wysłuchując Isabell.
- Powiedzieli, że za dużo wydaję – mogłam wyobrazić sobie jak się wścieka.
Kochała zakupy i czasami mogło się zdarzyć, że wydała za dużo. Nie raz byłam tego światkiem kiedy pomagałam jej nosić stertę toreb z nowymi rzeczami.
- Może powinnaś ich zrozumieć – usprawiedliwiałam rodziców mojej przyjaciółki.
- Ale to nienajgorsze – mówiła.
- To co jej najgorsze? – usiadłam na skaju mojego białego łóżka.
- Kazali mi pracować – wiedziałam, że stała  się czerwona ze złości.
Szeroko otworzyłam oczy. To niemożliwe. Isabell? Nie, nie, nie.
- Wow. Chyba naprawdę dużo wydałaś.
- Trooooszeczkę – przeciągnęła  „o ‘’ brzmiała jak pięciolatka kiedy to robiła.
- Dasz radę. Wierzę w Ciebie.
- To tylko tydzień.
- Gdzie kazali Ci pracować? – zapytałam.
- Rozwożę pizzę i modlę się by nikt ze znajomych mnie nie widział – wyszeptała, a ja spróbowałam powstrzymać śmiech. Nie wyobrażam sobie tego. Za nic. Nigdy. Isabell rozwożąca pizzę. Czy to jakaś słaba komedia?
- Caitlin, mam prośbę.
Położyłam się na łóżko i zaczęłam bawić skrawkiem mojej koszulki.
- Tyler zaprosił mnie na randkę, a ja muszę zawieść jedną pizzę na Wilson Street. Błagam, błagam –prosiła mnie przez telefon.
- Nie możesz zrobić tego sama? To zajmie Ci kilka minut.
- No proszę. Zrobię wszystko o co kiedykolwiek mnie porosisz.
- To się nie trzyma kupy.  Gadasz ze mną… więc gdzie jesteś?
- Pod Twoim domem.
- Naprawdę, Isabell…
 - Proooszę.
Wstałam z łóżka i poszukałam mojej  torby. Leżała przy nim więc szybko ją wzięłam i zarzuciłam na ramię.
- Dobra, już schodzę. Samochód moich rodziców stoi na dworze?
- Tak – odpowiedziała szczęśliwa, a ja uśmiechnęłam się pod nosem i rozłączyłam.
- Wychodzę. Zadzwonię. Cześć – powiedziałam wkładając na nogi czarne trampki.
 Zobaczyłam samochód Isabell i podeszłam do niego otworzyłam drzwi od strony pasażera i zobaczyłam na nim białe pudełko. Spróbowałam stłumić śmiech ,a Isabell posłała mi mordercze spojrzenie.  Gdyby wzrok mógł zabić już bym nie żyła.
- Hej, jestem tu by Ci pomóc – usprawiedliwiłam się.
- Doobra. Weź to i dostarcz na Wilson Street 154 – spojrzała przed siebie.
- Echem – uśmiechnęłam się szeroko – udanej randki.
- Dziękuję – odpowiedziała.
Zabrałam pudełko i ruszyłam w stronę swojego samochodu. Kiedy szyba w aucie Isabell się otworzyły.
- Caitlin, dziękuję.  Jesteś wspaniałą przyjaciółką.
- Nie ma sprawy baw się dobrze.
 ***
Kiedy dotarłam pod wyznaczony wysiadłam z auta i przyglądałam się domowi który stał przede mną.
Był beżowy i schludny.  Dach był o kila odcieni ciemniejszy. Ruszyłam w stronę drzwi które znajdowały się za czarną furtką. Nacisnęłam lekko guzik i rozległ się dzwonek .Spojrzałam na  swoje zabrudzone czarne trampki. Czekałam jeszcze kilka sekund, aż drzwi otworzyły się. Podniosłam wzrok i ujrzałam szatyna w szarej bluzie pod którą była biała koszulka. Na nogach miał trochę opadające dżinsy. Chyba wiedziałam kto to.
- Caitlin? – spojrzałam na niego trochę zakłopotana.
-  Em, cześć – uśmiechnęłam się lekko, a on zmarszczył brwi. Podałam mu pudełko z pizzą.
- Pracujesz?- zapytał nieco zbity z tropu.
- Nie… długa historia.
- Mamy czas – uśmiechnął się szeroko.
- Nie, ja właśnie… - Justin złapał moją rękę i pociągnął za nią. Mało brakowało, a przewróciłabym się o próg jego domu.
- Hej, co robisz?- zapytałam zdezorientowana.
- Tak jakby zapraszam Cię.
-Bardzo … oryginalne- zaśmiałam się cicho.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym się znajdowaliśmy. Prawdopodobnie był to salon.
Przy ścianie stały dwie duże sofy na których było kilka poduszek. Przed nimi stał niski ,biały stół na którym stały świeczki i inne drobiazgi. Na ścianach wisiało kilka obrazów.
- Pięknie tu – wymamrotałam przyglądając się kominkowi w którym palił się ogień.
- Nie przesadzaj – powiedział i usiadł na kanapę. Poklepał miejsce obok siebie, a ja szybko je zajęłam.
- Więc.. – otworzył pudełko pizzy – Pracujesz?
- Nie już mówiłam – przegryzłam wargę.
- Dobra – udał ,że jest zły i poczęstował mnie pizzą. Spojrzałam na nią i znów na niego.
- Jadłam – Justin podniósł brwi. – Nie jestem głodna – powiedziałam rozbawiona.
- No dobra – wziął jeden kawałek, a resztę odłożył na stolik.
W telewizji leciał właśnie jakiś mecz, skrzywiłam się lekko. Chciałam by tego nie zauważył.
- Wiem, że za tym nie przepadasz- nie oderwał  wzroku od ekranu. – Obejrzymy jakiś film, co? – spojrzał na mnie.
- Ta, jasne, czemu nie – wymamrotałam
Justin skakał  po kanał telewizyjnych kilka minut, aż zatrzymał się na jednym. Leciał właśnie „Pamiętnik”.
- Uwielbiam to- powiedziałam zadowolona.
Spojrzałam na Justina, ale on ślepo wpatrywał się w ekran telewizora.
- Em, Justin wszystko, okej? – zapytałam kładąc rękę na jego ramieniu.
- Nic nie jest okej – powiedziała przez zaciśnięte zęby, wstając i udając się do kuchni.
Poszłam za nim jak mały porzucony szczeniaczek.
- O co chodzi, Justin? – wypaliłam bez zastanowienia.
Stał kilka minut wpatrując się w coś w oddali. Nie zamierzałam naciskać. Chciałam poczekać, aż sam zechce mi opowiedzieć. Poczułam ulgę kiedy usłyszałam niski głos:
- To był ulubiony fil Mayi.
Chciałam przypomnieć sobie kogoś kogo znam o takim imieniu, ale nikogo takiego nie znałam.
- Kim jest Maya, Justin?
Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk jego śmiechu. Nie takiego szczerego… ironicznego śmiechu.
- Myślę, że bardziej na miejscu było by pytanie… Kim była Maya – powiedział opierając się o blat kuchenny.
_______________________________________________________

Czytasz= komentujesz ;)

Ponad 1000 wejść, dzięki, dzięki,dzięki!
Nawet nie wiecie jak się cieszę :D
Wiele osób pyta kiedy pojawi się kolejny rozdział, podajcie w komentarzu swojego twitter'a, a ja Was będę informować <3
Mam nadzieję,że znajdziecie chwilkę by dodać komentarz :)