czwartek, 30 stycznia 2014

Thirty Four


NOTKA POD ROZDZIAŁEM JEST BARDZO,BARDZO WAŻNA :) 
Caitlin
- Błaaagam Cię, Isabell.
Nie opowiadaj znów tej historii- wyszeptałam błagalnym tonem.
-Zanudziłam cię?- Zaczęła pić colę przez słomkę.
-Tak, kiedy opowiedziałaś to po raz tysięczny- westchnęłam.
-Przepraszam?- Przewróciła oczami.
Oparłam głowę o dłoń i przyglądałam się widokowi zza okna. Siedziałam na miękkim krześle w jakiejś przytulnej kawiarni słuchając tych samych opowieści mojej przyjaciółki. Może stanie się cud i jakoś się stąd wyrwę. To nie tak, że nie lubiłam spędzać z nią czasu. Kochałam to. Po prostu nie miałam ochoty słuchać tej samej historii po raz kolejny i kolejny, i kolejny, a Isabell bardzo lubiła ją opowiadać. Kilka razy dziennie. Dzwonek przyczepiony do drzwi wejściowych zabrzęczał, co oznaczało, że właśnie ktoś wszedł do środka. Moje modlitwy zostały wysłuchane? Podniosłam głowę i spojrzałam w kierunku, z którego dochodził dźwięk. Zdziwiłam się, bo był tu Justin.
-Znowu coś planujecie?- Powiedziałam do Isabell.
- Może- uśmiechnęła się wesoło.
Jej zmiany nastroju mnie przerażały.
Westchnęłam.
Co oni wyprawiali? Wrobili mnie już dwa razy, chyba starczy? Tak, zdecydowanie. Starczy.
- Zanim na mnie nakrzyczysz… nic nie wiedziałam, przyrzekam- podniosła dwa palce do góry.
-Zobaczymy- ułożyłam wargi w wąską linię.
-Heej, Justin, wiesz, że istniej takie coś jak telefon?- Uśmiechnęłam się.
-Telfon? Wow, Caitlin, zawsze jesteś z takimi nowinkami do przodku- puścił mi oczko, a ja przewróciłam oczami- Jak leci, Isabell?
- Świetnie, tylko proszę, Justin. Zacznij do niej dzwonić, bo zawsze podejrzewa mnie- udała zasmuconą.
-Nie ma sprawy-odpowiedział.
-Więc co się tu sprowadza?- Zaczęłam rozmowę, odsuwając się by Justin usiadł przy mnie. Od razu objął mnie ramieniem.
- Caitlin, nie zawsze mam ukryty plan- usprawiedliwił się.
-Owszem masz.
- Ouuu, kłótnia! Zmywam się!- Powiedziała Isabell i nawet nie poczekała aż jej odpowiem. Już jej nie było.
Justin zaśmiał się i pogłaskał mnie po nodze.
-Masz rację,mam- westchnął i odchylił głowę do tyłu.
-Więc?- Nalegałam-Chwila. Żadnych opasek. Żadnych wyjazdów poza miasto- pomachałam palcem.
Słodki śmiech Justina znów rozbrzmiał w całym pomieszczeniu.
- Obiecuję- powiedział cicho.
***
Naprawdę nie wiedziałam, czego się spodziewać. Ostatnio pod pretekstem wycieczki szkolnej zabrał mnie na plażę na drugim końcu stanu. Do cholery to Justin Bieber. Nieobliczalny i zdecydowanie szalony.  Wysiadłam z samochodu delikatnie zamykając drzwiczki. Stałam przed ogromnym budynkiem. Podniosłam głowę do góry i lekko rozchyliłam usta.
- Justin, chyba nie będziesz kazał mi tam wejść?
Brak odpowiedzi.
-Juuuuustin?
Nadal brak odpowiedzi. W sumie…miałam już odpowiedź. Będę musiała tam wejść!
-Bieber- odezwałam się po raz kolejny i miałam wrażenie, że prowadzę monolog i nikt mnie nie słucha.
-Tak, Finley?
Poczułam jak moje policzki się rumienią.
- Mam nadzieję, że warto będzie tam wejść.
- Skarbie, dla mnie warto- uśmiechnął się szeroko.
-Miejmy taką nadzieję- westchnęłam po raz setny tego dnia.
Po 10 minutach chodzenia po schodach miała dość . Może powinnam to nazwać „ciężkiej walki”. Myślicie, że to dobry pomysł zaczął ćwiczyć na lekcjach wf? Nie żebym musiała męczyć się tak drugi raz, o nie! Czy w tym budynku nie ma windy?
-Czy tu nie ma windy?- Zapytałam Justina podpierając się barierki.
- Oczywiście, że jest-prychnął.
-To, dlaczego idziemy?- Roześmiałam się, ale sama nie wiem czy ze złości czy rozbawienia.
-Nie ufam windom.
-Słucham?- Zaśmiałam się chyba po raz setny tego dnia-Jak można nie ufać windom?
- Jednak można. Gdy miałem 10 lat utknąłem w jednej i od tej pory trzymam się od nich z daleka.
Justin Drew Bieber, wozi ze sobą bron, handlował narkotykami, a boi się jeździć windą. Życie jeszcze nie raz mnie zaskoczy. –Pomyślałam.
Podeszłam bliżej i przytuliłam go.
-Śmiejesz się ze mnie- nie wiedziałam czy było to pytanie czy stwierdzenie.
-Nie, nie po prostu…coś mi się przypomniało-skłamałam.
Uwaga, właśnie użyłam najgłupszej wymówki na świecie zaraz po „Boli mnie brzuch, mogę nie iść do szkoły?”.
-Tak, przypomniało ci się to, co powiedziałem minutę temu- teraz to i on się śmiał.
-Nieprawda- pogłaskałam go po plecach.
Justin zrobił minę, taką, jaką robią ludzie, gdy wpadają na świetne pomysły, aż zdziwiłam się, dlaczego nad jego głową nie pojawiła się żarówka. Jak w tych kreskówkach, które oglądałam jak byłam dzieckiem. 
-Patrząc na twój wyraz twarzy…
Pokiwałam głową.
Justin odwrócił się do mnie tyłem i wskazał na swoje plecy. Od razu zrozumiałam, o co mu chodzi i uwierzcie mi, nie miałam nic przeciwko.  Potem będę rozmyślać jak poprawić moją słabą, bardzo słabą kondycję. Szybko wskoczyłam na plecy Justin i oplątałam nogi naokoło jego talii. Zachował się jakby niósł plecak do tego na jednym ramieniu, ale to chyba wyjaśniają jego mięśnie.
Chciałam położyć się na jego ramieniu, ale gdy chodził jego kości ocierały się o mój policzek. Au.
Po kilku minutach wchodzenia na górę byliśmy chyba na miejscu.  Wcale nie zdawałam sobie sprawy, że w Avalon jest taki wysoki budynek. Rozluźniłam uścisk i chwilę potem stałam na ziemi. Fajne uczucie mieć grunt pod nogami , polecam. 
-Więc…- zaczęłam mając nadzieję,że dowiem się czegoś.
Justin lekko popchnął jakieś drzwi. Zastanawiałam się jak wysoki może być budynek i czy nie zacznę panikować. Gdy tylko drzwi uchyliły się do końca mogłam dostrzec wielki, biały ekran projektowy, zaraz obok stał jakiś stół z masą jedzenia. Nie ma, co chłopa pomyślał o wszystkich. Niebo było już lekko zaróżowione, więc gdzieniegdzie były małe lampki, które migały oświetlając przestrzeń.  Zrobiłam mały krok by podejść bliżej ,ale potknęłam się o masę poduszek na dole.
- Jesteś strasznie niezdara- Justin zażartował. Mam nadzieję, że żartował.
-Wybacz.
Byłam ciekawa skąd tu tyle poduszek. Justin zabrał je chyba z pokoju Jazzy, bo innych pomysłów nie miałam.
Podeszłam coraz i oparłam ręce na murku, który miał chronić przed upadkiem z budynku.  Nie ważne jak bardzo zmuszałam się by nie patrzeć w dół to było silniejsze, ale zaraz tego pożałowałam gdy zaczęło kręcić mi się w głowie.
-Masz lęk wysokości?- Justin zapytał z troską w głowie.
-Tak troszeczkę- powiedziałam, łapiąc jego rękę, którą lekko mnie przytrzymywał.
-Przepraszam, nie wiedziałem-tłumaczył się.
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.
-Ja też zanim nie spojrzałam w dół.
Rozmawialiśmy chwilę o naszych dziewiczych „chorobach” i zaczęliśmy oglądać film. Byłam strasznie ciekawa, co wybrał. Modliłam się tylko o to by nie był to jakiś horror, bo w pakiecie będzie musiał zostać ze mną całą noc, co w gruncie rzeczy nie było takie złe. Zdziwiłam się, gdy na ekranie pojawił się wielki napis „Titanic”. Uwielbiałam ten film! Od razu zaczęłam podejrzewać intrygę Isabell, bo to jej zawsze opowiadałam jak bardzo cudowny jest ten film. Wygodnie wtuliłam się w Justina i miałam zamiar rozkoszować się trzygodzinnym seansem w jego towarzystwie.
***
Nie ważne jak wiele razy oglądałam ten film. Naprawdę, to się nie liczyło. Zawsze płakałam na scenie, w której Jake umiera. Przerażający był fakt, że to film na podstawie prawdziwej historii. Sama myśl o tym zawsze wywoływała u mnie ciarki. Cały czas ocierałam łzy, a Justin przytulał mnie do swojego boku. Mogę przysiąc, że jego oczy też na chwilę się zaszkliły. Nie wiem, co by się stało gdybym miała go stracić. Jestem pewna, że mój świat zawaliłby się, a ja wpadłabym pewnie w depresję, której nigdy bym nie wyleczyła.
Zamyśliłam się, więc nie zauważyłam, że Justin mija swój samochód i idzie po chodniku.
-Nie jedziemy?- Zatrzymałam się.
-Nie wolisz się przejść? Jest piękna noc-skinęłam głową i zerknęłam na zegarek na moim nadgarstku. Wskazywał 21:26. Praktycznie nocy jeszcze nie było. Nie ważne, nie będę wnikać w szczegóły.
Justin złapał mnie za rękę, jego dłoń była ciepła i przyjemna w dotyku. Chłodne powietrze o tej porze dawało się we znaki, Justin chyba to zauważył, bo objął mnie ramieniem. Zawsze był taki ciepły, nie ważne jaka temperatura była na dworze.
-Myślałeś kiedyś o tym by wrócić do Los Angeles? No wiesz, musi być tam fajniej niż tu.
Justin skrzywił się.
-Nie bardzo, wolę być tu- lekko podniósł kąciki ust-a ty chyba wiesz, dlaczego.
-Mają tu lepszą szkołę?- Zażartowałam.
-Mają tu o wiele lepszych rzeczy- Justin zamrugał kilka razy i zanim się obejrzałam prawie stykaliśmy się twarzami.
-Tak sądzisz?- Zniżyłam głos do szeptu.
-Caitlin, ja to wiem.
Jego delikatne usta stykały się z moimi. Zaplątałam ręce na około jego szyi, a on wplątał swoje dłonie w moje włosy. Nasz twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Czułam jego oddech i zapach, co zawsze przyprawiało mnie o zawroty głowy i zupełnie nie potrafiłam się skupić. Delikatnie przejechałam swoim językiem po jego rozchylonych wargach. Moje włosy lekko powiewały, bo zerwał się wiatr, Justin natychmiast doprowadził je do swojego stanu, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Chwilę potem całował mnie czule. Żadne z nas nie chciało tego skończyć.
***
-Caitlin, proszę zobacz, co dzieje się w kuchni, martwię się o twojego ojca.
Przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę kuchni. Mój tata stał nad kuchenką i męczył się z kurczakiem na patelni.
-Teraz ja się tym zajmę- położyłam mu rękę na ramieniu.
-Zawsze ratujesz mi życie- uśmiechnął się, jego brązowe oczy wpatrywały się w moje. Mieliśmy takie same oczy. Identyczne. Zawsze mnie to dziwiło, myślałam, że każdy człowiek ma choć trochę  inny kolor oczu.
- Podziękuj mamie, ona mnie tu przysłała.
Siedziałam na stoliku w kuchni czekając aż wszystko będzie gotowe, zaglądając czasem czy czegoś nie przypaliłam, bo  to się zdarza. Było późne popołudnie i minęło już trochę czasu zanim ostatni raz widziałam Justina. Mój telefon zaczął dzwonić, jakby ktoś wiedział, że aktualnie się nudzę. Napis „Destiny” wyświetlił się na telefonie, szybko odblokowałam ekran.
- Destiny? Sto lat cię…
-Nie słyszałam?- Zachichotała do słuchawki.
-W sumie…tak bardzo się cieszę!- Sama zaczęłam piszczeć z podekscytowania.
- Co u ciebie? Jak tam twój kalifornijski chłopak?- Wypytywała.
-Justin jest z Kanady- zaśmiałam się.
-Słyszałam, że Kanadyjczycy mają…
- Ugh, Destiny!
- Przepraszam- znów się roześmiała.
Telefon znów zaczął dzwonić dając mi do zrozumienia, że wykrył drugie połączenie.
-Przepraszam na chwilę, ktoś próbuje się do mnie dodzwonić.
-Tyler?- Zapytałam zdziwiona.
-Caitlin…-zrobił długą przerwę, a moje serce momentalnie przyśpieszyło-Justin jest w niebezpieczeństwie.
Okropny dreszcz przeszedł przez moje ciało, a nogi zaczęły się uginać. Słyszałam tylko głuche „Caitlin, wszystko ok?” w telefonie. 
_________________________________________
Przepraszam,przepraszam,możecie być na mnie źli, nie mam nic przeciwko. Rozdział miałam wstawić wcześniej,ale kompletnie nie mogłam się na nim skupić,ugh.Naprawdę was przepraszam.
35 postaram się wrzucić jak najszybciej,bo mam teraz ferie,ale będzie to ostatni rozdział, jejciu,kiedy to zleciało?
Dziękuję za tak wiele komentarzy i wejść, kocham was bardzo,bardzo mocno, mam nadzieję,że i teraz zostawicie kilka?
Podoba wam się? Sama nie wiem jak to wyszło, co sądzicie,co będzie dalej?

czwartek, 16 stycznia 2014

Thirty Three


Caitlin
Tym razem obudziłam się sama. Nie było go przy mnie. Justin nie spał obok mnie, nie słyszałam jego oddechu i nie czułam jego zapachu. Westchnęłam głośno. Tak bardzo chciałabym by teraz tu był. Eh, nie ważne. Ocknij się, Caitlin. Znów jest poniedziałek. Znów musisz wstać do szkoły. Mój budzić zadzwonił, a aplikacja na telefonie nadal odliczała dni do wakacji. Co za cudowny wynalazek. Jak każdego zwykłego poranka umyłam żeby, wzięłam szybki prysznic i zeszłam na śniadanie. Mama jak zwykle już wszystko przygotowała. Jak ona to robiła? Była już gotowa do pracy, a nie było nawet 8.
-Więc, Caitlin…jak było na wycieczce klasowej?- Gdy usłyszałam te słowa prawie zakrztusiłam się naleśnikiem i musiałam się napić.
-Naprawdę… niesamowicie- nie kłamałam- Chyba wszyscy się dobrze bawili- wszyscy, czyli ja i Justin.
Nerwowo zaczęłam stukać paznokciami w stół.
-Oh, to świetnie- moja mama zwróciła się teraz do taty- Will, musimy wychodzić.
Zapowiadał się naprawdę dobry dzień.
-Już, już- tata wstał z krzesła i jak zwykle musnął mój policzek i zniknął z mamą w holu.
To dziwne, ale nie czułam wyrzutów sumienia, że ich okłamałam. Może czasami tak trzeba? Nie wiem, ale na pewno było warto. Jak zwykle dokończyłam swoje śniadanie w pośpiechu i wyszłam z domu, a kilka minut później siedziałam już w aucie poprawiając lusterko wsteczne. Drugą ręką poszukiwałam swojego malinowego błyszczyka w torebce. Zgadzam się, to prawda. Torebka kobiety nie ma dna i czasami mam kłopoty ze znalezieniem czegoś. Nałożyłam grubą warstwę substancji i równomiernie rozprowadziłam po swoich wargach.  Drogę do szkoły pokonałam bez żadnych przeszkód. Znałam ją na pamięć i mogłam zrobić to z zamkniętymi oczami. Zaparkowałam na szkolnym parkingu i wysiadłam z auta. Byłam gotowa na serie pytań Isabell. Wiedziałam, że nie odpuści. Okej, byłam gotowa na przesłuchanie. Gdy ruszyłam w stronę budynku ktoś położył rękę na moim ramieniu, szybko odwróciłam się do tyłu. Stała tam Kimberly, ale bez tej swojej otoczki „zimnej suki”. Ugh,kogo ja oszukuję? Ona nie udawała, ona nią była. Stała przede mną z bladym uśmiechem i lewą ręką w gipsie. Jej przerażające zielone oczy wpatrywały się w moje.
-Dziękuję- powiedziała spoglądając na mnie. Zmarszczyłam brwi, co mogło być trochę niegrzeczne, ale kto się tym przejmuje, gdy przed tobą stoi coś na podobieństwo wiedźmy? Na pewno nie ja.
-To jakiś żart?
-Nie, Caitlin, wiem, że było między nami różnie- w tym momencie podniosłam swoje brwi jeszcze wyżej-ale ty i Justin uratowaliście mi życie.
Skrzywiłam się i zaczęłam zastanawiać czy nie jest to ukryta kamera .Rozejrzałam się dokoła, ale nikogo nie było w pobliżu.
- Nic takiego- powiedziałam bez zastanowienia i chciałam już odejść, ale złapała mnie za nadgarstek zdrową ręką.
-Caitlin, naprawdę ci dziękuję gdyby nie wy mogłabym…- celowo się zatrzymała.
-To był przypadek, a ty miałaś dużo szczęścia- poprawiłam swoją torbę na ramieniu-wracaj do zdrowia- powiedziałam odchodząc. I co dziwne, powiedziałam to zupełnie szczerze.
Na szczęście (opcja „na nieszczęście” też jest w porządku) tuż obok drzwi wejściowych stała Isabell i wyrazem twarzy typu  „Co się do cholery stało?”, „Czy to, co widziałam było prawdziwe?”, „Caitlin, mów, co wiesz”.
Chociaż miała nowy temat, a ja musiałam sprawić by nie straciła zainteresowania.
- Pamiętasz tą imprezę? Wtedy, gdy ją znaleźliśmy? Twierdzi, że uratowaliśmy jej z Justinem życie- prychnęłam.
Isabell najwyraźniej łyknęła haczyk.
- Cooo? Naprawdę?- Była chyba jeszcze bardziej zdziwiona niż ja.
Tak bardzo się cieszyłam, że moja przyjaciółka nie wypytywała o to, o co najbardziej się bałam. Naprawdę się cieszyłam. Przez cały dzień omawiałyśmy sytuację z Kimberly , czasami Isabell wtrąciła coś o tym jaki to Tyler jest uroczy i kochany. Jeśli ja zaczęłabym mówić o Justinie, pewnie nigdy bym nie przestała, więc wolałam nic nie mówić.
***
Moja głowa opadała na okładkę książki i nie byłam pewna, z jakiego powodu.
a) Było to nudne.
b) Było to bardzo  nudne
Hmm, ciężko mi zdecydować.
Nie ważne. Miałam tego dość. Matematyka to zdecydowanie nie jest moja mocna strona. Wrzuciłam wszystkie książki do swojej torby i położyłam się na swoje nieziemsko wygodne łóżko. Ręką szukałam swoich słuchawek, gdy je znalazłam założyłam je na uszy i włączyłam moją ulubioną muzykę. Była tak niesamowicie głośno, że hałas ranił uszy, ale to tylko mały szczegół. Tak bardzo chciałam zasnąć, ale moje starania poszły na marne. Nie wiedziałam, co robić, więc tylko leżałam i nic nie robiłam. Zaczęłam wspominać, to chyba najlepsze rozwiązanie.
Na zawsze zapamiętam 1 września 2013 roku. To wtedy po raz pierwszy go spotkałam.
- Chodźmy na ten lunch, umieram z głodu- oznajmiła mi ,a jej niebieskie oczy spojrzały na mnie błagalnie. Poczułam jak szarpnęła moją rękę w kierunku stołówki.
Kiedy na mojej tacy nic już nie było spojrzałam na Isabell i zobaczyłam, że nie tknęła jedzenia.  Jeszcze chwilę temu twierdziła, iż  umiera z głodu. Wpatrywała się odległy punkt pomieszczenia, w którym się znajdowałyśmy.  Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć, co trochę mnie zdziwiło.
- Isabell – potrząsnęłam jej ramieniem. Nic to nie dało. – Wszystko okej? – Nalegałam.
Odwróciłam głowę by spojrzeć tam gdzie ona. Zobaczyłam szatyna z brązowymi oczami, Justin, pomyślałam . 
-Po co on wrócił? – Wypaliła, a ja kompletnie nie wiedziałam, o co jej chodzi.

Lekko się uśmiechnęłam, bo pamiętam jak moje nogi się ugięły po tym, co powiedziała Isabell.
W mojej głowie cały czas były słowa Isabell  „Po co on wrócił?” „Po co on wrócił?” Nic z tego nie rozumiałam. Kompletnie nic…ale potem wszystko zaczęło się zmieniać. Pamiętam jak po raz pierwszy go spotkałam, dokładniej wpadłam na niego na szkolnym boisku.

- Przepraszam – powiedziałam odwracając się – To był przypadek.
- Chwila… - szatyn umieścił dwa palce na brodzie i potarł ją w zamyśleniu- Przypadki nie istnieją – puścił mi oczko.

Pamiętam jak stałam i wpatrywałam się w jego piękne oczy. Choć widziałam je już tysiące razy za każdym z osobna robiły na mnie takie ogromne wrażenie jak za pierwszym razem.

Pamiętam ten dzień na plaży.

- Chcesz wiadro? Ślinisz się. – Powiedziałam śmiejąc się.
- Nie powinnaś tego mówić – Justin polizał swoją dolną wargę, a zaraz potem przerzucił mnie sobie przez ramię. 
W duchu przeklinałam swoją głupotę i szczerość. Uderzałam go pięściami w plecy, ale on był niewzruszony. To tak jakby dostał piórkiem czy coś, przecież był świetnie umięśniony. 
- Gdzie Ty w ogóle ze mną idziesz? 
- Widzisz tą wodę, tam? – Wskazał ręka na rozciągający się ocean. No jasne, że widzę! Ups.
- Nie, Justin ja tylko żartowałam, proooszę – zacisnęłam usta w wąską linię.

Tak,plaża to zdecydowanie nasze miejsce.

Nasz pierwszy pocałunek.

- Justin prawda czy wyzwanie? – Powiedziała siadając na swoim miejscu.
- Wyzwanie – wypalił szybko.
- Pocałuj najładniejszą dziewczynę w tym pokoju.
Kimberly zarzuciła swoje blond włosy do tyłu. Nie chcąc patrzeć na Justina bawiłam się swoimi palcami. Głośno przełknęłam ślinę, kiedy poczułam jego place na mojej brodzie. Odwróciłam się i nim się obejrzałam wbił swoje wargi w moje. To uczucie było niesamowite. Poczułam mrowienie na całym ciele, a nasze wargi poruszały się zgodnie. Zamknęłam oczy i poddałam się chwili. Nie chciałam pamiętać o ludziach, którzy właśnie się nam przyglądali. W tej jednej chwili zapomniałam o wszystkich problemach, zapomniałam o moich zmartwieniach i poddałam się chwili. Nie chciałam odrywać swoich usta od usta Justina. On zaczął ten pocałunek, więc on powinien go skończyć.

Nasz pierwszy poważny problem.

Podeszłam do swojego łóżka i podałam mu kurtkę, wyciągnęłam rękę by mu ją podać. Wtedy na podłogę upadły małe paczuszki. Otworzyłam oczy tak szeroko, że cudem mi nie wypadły. Wyglądało to na narkotyki.
- J-Justin to Twoje? – Wyszeptałam bardziej do siebie niż do niego.
- Tak, moje, ale nie brałem tego – podszedł i złapał mnie za rękę.

Nie ważne jak ciężko było, zawsze wychodziliśmy z kłopotów.

Pamiętam to niesamowite Boże Narodzenie.

 -Hmm?- Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Jemioła – spojrzał w górę.
-Ach- uśmiechnęłam się - Sam ją tu powiesiłeś?
- Może – jego kąciki ust uniosły się.
Trzymał moją twarz w swoich dłoniach wyszeptał słowa które każda dziewczyna chciałaby kiedyś usłyszeć. 
- Obiecuję być wszystkim, czego potrzebujesz- wyszeptał układając swoje zaróżowione usta w kształcie serca na moich. Oderwałam się od niego.
- Uważaj co mówisz. Dziewczyny wszystko pamiętają- powiedziałam z uśmiechem na ustach.
Spojrzałam na zegarek na końcu sali, kiedy wychodziliśmy 19.16. Właśnie wtedy zakochałam się w Justinie. W jego oczach, jego głosie, jego zawsze zaróżowionych ustach i dobrym sercu.


Ale były też złe momenty, do których zaliczał się James.

- Justin- powiedziałam cicho.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz?- Mężczyzna złośliwie się uśmiechnął.
Gdyby było to możliwe z nozdrzy Justina wydostałby się ogień. Kompletnie nic nie rozumiałam ,a złość  była widoczna na każdym skrawku jego twarzy.
- Cieszyłbym się gdybym Cię nie widział- Justin zacisnął zęby na dolnej wardze.
- Oh, a to kto?- Mężczyzna spojrzał na mnie, a ja automatycznie spuściłam wzrok.
- Nawet o tym nie myśl popieprzony idioto!- Powiedział Justin odpychając go.
- Spokojnie- mężczyzna uniósł dłonie w obronnym geście.
- Czego tu szukasz Colt? 

Potem pojawiały się kolejne problemy.

- O MÓJ BOŻE, CO TO JEST?- Odskoczyłam przestraszona do tyłu. 
- Broń- Justin odpowiedział jakbym pytała go, która aktualnie jest godzina. 
Tylko tyle miał mi do powiedzenia, gdy byłam maksymalnie przestraszona tym, że mój chłopak wozi ze sobą broń?

Ale zawsze znaleźliśmy sposób by się nimi nie przejmować i być po prostu szczęśliwi.


Justin odwrócił wzrok od jezdni i popatrzył mi w oczy.
-Możesz mnie pocałować?- Zapytał spokojnie.
Przybliżyłam się do niego łapiąc za skrawek jego czarnej koszuli. Pachniał jak zawsze niesamowicie. Nim się obejrzałam nasze usta były złączone i poruszały się w idealnym rytmie, jakby były do siebie dopasowane. 
-Kocham cię- wyszeptał cicho Justin.

________________________
Przepraszam, wiem,że jest krótki,ale nie umiem pisać dłuższych z takimi mi lepiej :D
Postanowiłam dodać rozdział z okazji moich urodzin, które są dzisiaj sjdhsdjs
UWAGA!
Jeśli będzie mało komentarzy to kolejny rozdział będzie aż za dwa tygodnie.
(więc lepiej zostawcie komentarz :D)

sobota, 11 stycznia 2014

Thirty Two


Proszę, jeśli czytacie zostawcie choć kropkę pod rozdziałem. Cokolwiek.
Caitlin
Lekkie promienie słońca wpadały do sypialni. Czułam je na swoich powiekach, więc szybko je otworzyłam. Lekko przetarłam oczy, odwracając się na bok. Obok mnie spał pewien niesamowity człowiek. Chyba musiałam sprawdzić czy jeszcze tam jest, bo nie wierzyłam w swoje szczęście. Nadal tu był. Oparłam głowę na dłoni i przyglądałam się mu. Jak zawsze perfekcyjny.  Jego długie, czarne rzęsy rzucały cień na jego policzki. Doskonale było widać każdy pieprzyk i bliznę na policzku, nie odejmowało mu to urody. Wargi miał lekko rozchylone, przez co wyglądał jak małe dziecko, a włosy opanowały mu na czoło. Zastanawiałam się czy zawsze tak wygląda.  Naprawdę pomyślałabym, że ma szesnaście lat gdyby nie liczne tatuaże pokrywające jego ciało. Im również mogłam przyjrzeć się lepiej. Było ich mnóstwo, ale każdy znaczył dla niego coś innego i wyjątkowego. Jestem pewna, że nie ma ich bez powodu. Justin zamrugał powiekami chyba właśnie się obudził. Otworzył oczy, ale nic nie powiedział. Tylko się uśmiechnął jakby bał się, że zniknę, ja bałam się tego samego. Wtedy dotarło, że chcę budzić się przy nim codziennie. Budzić się przy nim i zasypiać z nim.
-Dzień dobry- uniosłam kąciki ust.
Justin oblizał swoje usta.
- Witaj, księżniczko- odgarnął swoją ręką włosy z mojego czoła.
Nawet jeśli się nie widziałam, byłam pewna, że na moje policzki wkradł się rumieniec.
-Jesteś taka piękna, Caitlin- Justin pogłaskał mnie po policzku.
- Nie, nie jestem- zaprzeczyłam.
- Caitlin Anne Finley, jesteś piękna- Justin uniósł kąciki ust- będę ci to powtarzać każdego poranka, jeśli będzie dane mi budzić się przy tobie.
-Chciałbyś tego?- Zapytałam nieśmiało.
-Co za głupie pytanie- Justin przyciągnął mnie do siebie bliżej, więc mogłam oprzeć głowę na jego klatce piersiowej czując przy tym ciepło jego skóry i bicie serca.
Przez dłuższą część poranka rozmawialiśmy. Tak po prostu. O błahych rzeczach i tych ważniejszych. Czułam się jakby czas się zatrzymał. Chyba mówiłam to zawsze, gdy z nim byłam. Przyzwyczaiłam się do tego. Justin podniósł się z łóżka i powiedział:
- Zrobię śniadanie, dobrze?
Pokiwałam głową.  Chłopak właśnie zakładał swoje spodnie, które leżały gdzieś na podłodze. Ciekawe ile mi zajmie znalezienie swoich ubrań. Spojrzałam na jego plecy. Miał na nich czerwone ślady, moja wina. Nie wyglądało to dobrze. Zasłoniłam ręką swoją twarz i zrobiło mi się wstyd, choć byłam pewna, że nie będzie się na mnie gniewał. Justin był teraz gdzieś na dole, a ja mogłam w spokoju się ubrać, gdy to zrobiłam jak najszybciej zeszłam na dół przy okazji zakładając buty. Po całym domu rozniósł się zapach kurczaka. Boże, ten chłopak wiedział, co naprawdę mnie uszczęśliwi.
- Kłamczuch- zarzuciłam mu wchodząc do kuchni.
-Hmm?- Mruknął, jeszcze chyba zaspany.
-Mówiłeś, że nie umiesz gotować- wyjaśniłam.
- Nie gotować nie to upiekłem- uśmiechnął się szeroko.
Przewróciłam oczami.
-Masz rację to ogromna różnica!
Podeszłam trochę bliżej blatu, przy którym stał i delikatnie dotknęłam kresek na jego plecach.
Przepraszam-bąknęłam tak cicho jak tylko potrafiłam.
Justin złapał mnie za podbródek i uśmiechnął się.
-Nic wielkiego, zdarza się.
- Ale z tego leciała krew- ciągnęłam na swoją zgubę.
-Caitlin, naprawdę nic się nie stało, a ciebie nic…nie boli?
Spojrzałam na jego twarz i potraktował to pytanie śmiertelnie poważnie.
- Nie-powiedziałam szybko siadają.
To było niezręczne. Bardzo niezręczne.
Gdy skończyliśmy jeść musieliśmy zacząć się pakować, tak bardzo nie chciałam opuszczać tego miejsca. Było takie idealne i co najważniejsze-moje i Justina. Niestety, czas jest nieubłagany.
Justin poszedł na górę i zaoferował, że wszystko spakuje ja za to zostałam na dole i zaczęłam zmywać naczynia.
 Telefon, który leżał na stoliku zaczął wibrować. Szybko wytarłam ręce w papierowy ręcznik.
Nacięłam zieloną słuchawkę. Ktoś miał świetne wyczucie czasu. Odblokowałam ekran telefonu.
- Coś czuję, że pieprzycie się dzień i noc- zagruchotała wesoło.
Chyba dostałam jakiegoś histerycznego napadu śmiechu i brzmiałam jak hiena.
- Cały czas właśnie nam przerwałaś- powiedziałam, gdy tylko przestałam się śmiać.
- Wiedziałam! Jak tam plaże? Urocze, prawda? -Dopytywała.
-Tak urocze jak wasz słodki podstęp-skomentowałam.
- Nie gniewaj się-zachichotała.
Wzięłam głęboki oddech.
-Nie gniewam się.
-Opowiadaj, pewnie jest w tym niesamowity, założę się- kontynuowała.
Justin oparł się biodrem o ścianę. Uśmiechał się jakby słyszał wszystko, o czym mówiłam. Natychmiast zrobiłam się czerwona. Czy on zawsze musiał pojawiać się w takich momentach?
-Tak, plaże są niesamowite! Kiedyś przyjedziemy tu razem, obiecuję- mam nadzieję, że Isabell zrozumie, o co mi chodzi.
- Rozumiem, rozumiem. Justin tam jest?
-Dokładnie-westchnęłam.
-Okej, okej. Wracajcie już, tęsknie za wami!- Powiedziała to i szybko się rozłączyła.
Justin pokiwał głową uśmiechając się. Nie chciałam zaczynać tematu i się tłumaczyć.
Zabrałam torbę, która stała przy nodze Justina.
-Zaniosę to do auta, dobrze?
-Jasne- powiedział przeczesując swoje włosy ręką.
Złapałam za brązowe ramię torby i ruszyłam przed siebie. Pech chciał, że nie zauważyłam stolika do kawy. Tak, stolika do kawy. Nie zauważyłam stolika do kawy, ale to i tak mniej zabawne niż historia o szklanych drzwiach, którą opowiedział mi Justin. Upadłam na ziemię.
Chłopak momentalnie znalazł się obok mnie.
-Nic ci się nie stało?- Wydusił przez śmiech.
Też zaczęłam się śmiać.
-Nie, nie, ale pomóż mi wstać.
Justin posłusznie wyciągnął rękę, chwyciłam za nią i znów stałam na dwóch nogach. Fajne uczucie.
Musiałam poprawić rogi swojej koszulki, które zagięły się przy upadku.
Justin zmarszczył brwi.
-Co to było?- Spojrzał na mnie.
- Hmm?
Nie wiedziałam, o co mu chodzi.
-Pokaż to-Justin zaczął podnosił moją bluzkę.
Cholera, na biodrze miałam siniaka.
-Nic się nie stało, nawet nie wiedziałam, że tam jest- pogłaskałam go po policzku.
Justin głośno przełknął ślinę.
-Serio, Caitlin?- złapał mnie za rękę i ruszył przed siebie. Po chwili byliśmy w łazience, Justin postawił mnie przed lustrem i podniósł brwi.
- Daj spokój Justin, miałam większego siniaka grając w siatkówkę w wf’ie- mówiąc to opuściłam bluzkę by nie mógł już tego oglądać- Sam mówiłeś, że takie rzeczy się zdarzają- zacytowałam go.
-Ale mnie to nie boli, a ciebie tak- powiedział szybko.
-Jeden, mały siniak- to nic nie znaczy.
-Przestać mnie usprawiedliwiał- Justin pociągnął za końcówki swoich włosów.
-Nie robię tego, po prostu…zdarza się, okej?
-Przepraszam- Justin dotknął lekko miejsca, które „przyozdabiał” siniak.
- Nic się nie stało- przytuliłam się do niego i musnęłam jego policzek.
- Czas się zbierać, księżniczko- Justin zamruczał w moje włosy.
Chciałam wyszeptać, że nie chcę i, że chcę zostać tu z nim na zawsze, ale nie chciałam wyjść na desperatkę więc szepnęłam tylko:
-Jasne- wyrwałam się z uścisku Justina i zbierając swoje rzeczy po drodze wyszłam na zewnątrz. Słońce raziło mnie niesamowicie. Czułam się jak na patelni, ale za to kochałam Kalifornię. Spojrzałam w tył na przytulny domek. Tak bardzo nie chciałam go opuszczać i gdy po raz ostatni na niego spojrzałam miałam wrażenie, że już nigdy więcej go nie zobaczę. Miałam nadzieję, że się mylę.
***
Teraz czas mijał niesamowicie szybko. Byłam pewna, że jechaliśmy jakieś piętnaście minut, a już za chwile będziemy w Avalon. Nie chciałam tracić żadnej cennej minuty w towarzystwie Justina.
- Myślałeś kiedyś o przyszłości?- wyrzuciłam z siebie.
-Raczej…nie. Dla mnie liczy się teraźniejszość- powiedział Justin.
- Ale zaraz kończymy liceum, co ze studiami?
- Jakoś mnie tam nie ciągnie.
Zaniepokoiłam się.
-Chyba nie pozwolisz mi iść tam samej, prawda?
-Co? Nie,nie. Nie pozwolę by jakiś napakowany koleś z drużyny pływackiej wpadł ci w oko- zażartował.
- Co ty masz do drużyn pływackim?- Zaśmiałam się.
-Wiesz, co miałem na myśli- poprawił się Justin.
-Mam nadzieję- przegryzłam wargę- ale naprawdę o tym nie myślałeś?
-Nie, Caitlin, ale ostatnio… chyba tak. Nie jestem pewny.
Uśmiechnęłam się w duchu, moje małe zwycięstwo.
_________________________________________
Wielkimi krokami zbliżamy się do końca, nie wiem czy się ciszycie. Mam małą prośbę, jeśli macie taka możliwość, zostawcie komentarz. Nie wiecie jak bardzo ważne jest do dla mnie, a dla was to tylko sekunda. Mogę na was liczyć? 
Dziękuję i mam nadzieję,że podoba się wam, nawet nie wiecie jak bardzo chcę by tak było. 

wtorek, 7 stycznia 2014

Thirty One

Jeśli czytacie zostawcie chociaż kropkę pod rozdziałem.
Okej ,przyznam, że to co stało się tamtego wieczoru było…gorące, ale nic nie pobije Justina usmarowanego w sosie pomidorowym. Po tym jak stwierdził, że nie jest głodny urządziliśmy bitwę na jedzenie. Uwierzycie, że on za rok kończy 20 lat? Zachowuje się jak dziecko, ale przyznam świetnie było widzieć makaron w całej kuchni. Nawet nie wyobrażacie sobie ile zajęło nam sprzątanie tego. Chyba z pół nocy.  Teraz byliśmy gotowi by opalać się w kalifornijskim słońcu i kąpać się w ciepłej wodzie.  Jak cywilizowani ludzie. Nie wiecie jak bardzo się teraz cieszyłam. Kochałam tą świadomość, że mogę go pocałować, przytulić lub z nim porozmawiać, bo byliśmy razem. Jego problemy były moim problemami, ale zawsze dawaliśmy sobie z nimi radę. Nie ważne jak ciężko było. I właśnie, dlatego kochałam ten czas. Mój i Justina. 
- Jezu, Caitlin, ocknij się- Justin zabawnie pokręcił głową. 
I buuum, moja bańka mydlana zniknęła.
-Ja, chociaż czasami myślę- bąknęłam, udając obrażoną.
Justin puścił ten komentarz mimo uszu. 
Nie musieliśmy iść długo by trafić na plażę, była tuż obok. Uf,nie trzeba było się namęczyć. 
Nałożyłam okulary przeciwsłoneczne, bo popołudniowe słońce raziło moje biedne oczy. 
Justin popatrzył na mnie przez chwilę.
-Hmm?
- Nie lubię jak nosisz okulary-wydusił z siebie.
- Dlaczego?- Zaśmiałam się, zdejmując je.
Justin delikatnie przegryzł swoją dolną wargę. 
- Uwielbiam kolor twoich oczu- jego kąciki ust lekko się podniosły.
- Aww, skarbie,ale wiesz, że teraz muszę je nosić?- nadal się śmiałam.
Justin prychnął zabawnie i odpowiedział:
- Nic nie rozumiesz.
- Oh, ciebie też nie jest tak łatwo zrozumieć- podniosłam ręce w obronnym geście.
Justin podniósł jedną brew.
- Wiesz, co? Popływajmy!- Zawołałam zadowolona.
Justin wybuchł niekontrolowanym śmiechem.
- Skąd nagle w tobie tyle entuzjazmu?
- Twój mi się udzielił- nie czekając na jego odpowiedź położyłam swoje okulary gdzieś na bok i wskoczyłam do wody. Chwilę potem był przy mnie Justin. Ruszyłam na głębszą wodę aż w końcu postanowiłam zanurkować. Ja wiedziałam, co chcę zrobić. Justin-nie. 
- Um, Caitlin…umiesz pływać?- Zapytał niepewnie. 
Odczekał chwile.
-Cholera, cholera- szkoda, że nie słyszeliście teraz tonu jego głosu. 
Justin pośpiesznie zaczął szukać obok siebie jakiejś oznaki, że nadal tam jestem. 
Po kilkunastu sekundach miałam już wyrzuty sumienia (ale brak tlenu też się do tego przyczynił) i wynurzyłam się na powierzchnie śmiejąc się głośno.
-Bałeś się o mnie- wyszeptałam teraz ciszej.
- Nie wiesz kurwa jak bardzo się bałem- mówił tak szybko, że ledwo go słyszałam.
-Przepraszam- zatrzepotałam rzęsami jak te głupie dziewczyny w filmach.
Justin złapał mnie za podbródek.
-Nigdy- lekko pocałował moje usta- więcej- kolejny pocałunek-mi- i kolejny- tego nie rób- teraz już nie oderwał swoich warg od moich.  
Justin złapał mnie za uda i podniósł, ale nie przerwał pocałunku. Oplątałam ramiona wokół jego szyi. Jego skóra była ciepła, jak zwykle, ale teraz również nagrzała od słońca. 
-Kocham cię i proszę nie rób mi tego więcej- powiedział cicho patrząc w moje oczy w jego brązowych tęczówkach był tylko smutek.
- Przepraszam, mam chore poczucie humoru-lekko podniosłam kąciki ust.
- Zauważyłem- dotknął lekko mojego nosa, co było chyba najbardziej uroczą rzeczą na świecie. 
+18
Po naszej wspólnej kąpieli w wodzie weszliśmy do domu cali mokrzy. Justin wyglądał tak seksownie. Boże czy on kiedykolwiek tak nie wyglądał? Jego mokra koszulka przylegała do ciała ukazując jego wyrzeźbiony abs.
-Na co  tak patrzysz?- Zapytał kierując się do kominka i rozpalając w nim.
 -Na nic. - Odwróciłam wzrok w inną stronę.- Pójdę po ręczniki.- Powiedziałam uśmiechając się do chłopaka i udając się do łazienki. Bardzo szybko wiedziałam co gdzie jest, może dlatego,że domek był taki mały i przytulny. Biorąc z szafki czysty ręcznik zeszłam na dół. 
Justin stał już tylko w przemoczonych spodenkach. Rzuciłam w niego ręcznikiem 
-Proszę, załóż to i nie testuj mojej wytrzymałości- Powiedziałam, kiedy chłopak zręcznie złapał ręcznik.
- Pożałujesz tego.- Zaczął się zbliżać w moim kierunku. Nie wiedziałam gdzie uciekać, więc zrobiłam tylko kilka kroków do tyłu. Oparłam się o zimną ścianę. Justin położył ręce po obu stronach mojej głowy i przywarł do mnie swoim ciałem.
- Przeproś.- Powiedział oblizując swoje usta i patrząc mi głęboko w oczy. 
-A ja nie przeproszę to, co mi zrobisz?- Zaproponowałam śmiesznie marszcząc brwi. 
-Ooo to.- Justin złapał mnie za biodra i delikatnie pocałował moje usta.
 Chętnie uchyliłam wargi dając dostęp Justina jego językowi. Uniósł mnie a ja oplotłam go nogami. 
- Więc chyba nie będę przepraszać-wymamrotałam.
Justin zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku. Spojrzał się na mnie i przejechał ręką po moim brzuchu. Przygryzł wargę i uniósł mi koszulkę. Pomogłam mu ją zdjąć i rzuciłam ją w kąt pokoju. Przywarłam do jego ust. Idealnie pasowały do moich. 
Wsadził mi rękę w spodenki, na co zareagowałam głębokim wdechem powietrza. Justin zaczął się cicho śmiać. Pierwszy raz w życiu ktoś dotknął mojej strefy intymnej.Przerywając pocałunek rozpiął mi spodenki i zaczął je powoli ściągać. Zostałam w samej bieliźnie. Nie chcą być dłużna Justinowi pomogłam mu zdjąć jego spodnie. Był w samych bokserkach. Dało się zauważyć duże wybrzuszenie. Kurwa, ogromne wybrzuszenie. Przejechał lekko paznokciami po plecach aż w końcu dojechał do zapięcia stanika. 
-Mogę?- Zapytał spoglądając mi w oczy. Pokiwałam głową a on rozpiął mi stanik. Oblizał usta i patrzył na mnie z pożądaniem. 
-Jesteś piękna, wiesz kochanie?- Powiedział. Nie czekał na odpowiedź, przywarł do moich ust jeszcze mocniej i gwałtowniej niż poprzednim razem. Zjechał na moją szyję. Zaczął ją ssać. Odpowiedziałam mu jęknięciem. Sprawiał mi taką ogromną przyjemność tym co robił. Przejeżdżając ręką po moim ciele, dotknął delikatnie każdej jego części. Zdjął moje majtki, a jego wybrzuszenie robiło się coraz większe. Zamarłam na chwilę. Nikt nigdy wcześniej nie widział mnie nago. Byłam trochę przestraszona. Justin puścił mi oczko. I zdjął swoje bokserki. Coś, co było dobrą stroną Justina to działanie szybko. Nie zrozumcie mnie. Justin sięgnął po prezerwatywę, która leżała na szafce. Jakim cudem ona się tam znalazła. Jeszcze jakiś czas temu jej tam nie było. 
-Czy jesteś gotowa?- Zapytał zakładając prezerwatywę. Pokiwałam mu głową. Robił to tak delikatnie, żeby nie sprawiać mi dużego ból. Ale to mimo wszystko nie pomagało. Do moich oczu napłynęły łzy. Powstrzymywałam się od płaczu. Justin delikatnie się poruszył wchodząc we mnie jeszcze głębiej. Jęknęłam z bólu. 
-Przepraszam księżniczko, nie chciałem.- Powiedział dając mi całusa w usta. Ból ustąpił. Pojawiała się coraz większa przyjemność. Przejeżdżałam Justinowi po plecach paznokciami, wiedziałam, że rano będzie mieć czerwone ślady. Jego ruchy były takie precyzyjne i dokładne. Nasze oddechy stawały się coraz szybsze. 
Przez chwilę zostaliśmy w bezruchu. Justin opadł na moje ciało. 
-Byłaś najlepsza.- Powiedział przytulając mnie do siebie. Pocałował mnie w czoło i okrył nas. 
-Nie to ty byłeś najlepszy.- Odpowiedziałam wtulając się w niego.
_______________________
Nie wierzę. Ok,ok. Nie ja napisałam ostatnią część rozdziału. Zrobiła to cudowna @SiemkaBieber, która zawsze mnie ratuje. Wiem, że ta no czekaliście, jesteście zboczuchy :D  
Dziękuję za tyle komentarzy, mam nadzieję, że teraz będzie ich coraz więcej i więcej.
Z czystym sercem mogę napisać, że przed wami najciekawsze rozdziały, do następnego, który będzie w sobotę. 

sobota, 4 stycznia 2014

Thirty


JEŚLI CZYTASZ ZOSTAW CHOCIAŻ W KOMENTARZU NAWET ZWYKŁĄ KROPKĘ 
Natychmiast wyszłam z samochodu. Nie wiem czy dlatego, że się bałam czy, że brakowało mi świeżego powietrze. Nie codziennie znajduje się broń w samochodzie swojego chłopaka.
Justin zaparkował gdzieś na poboczu i szybko do mnie dołączył. Gdy tylko wyszedł z auta zaczęłam mówić.
- Miałeś z tym skończyć. Pamiętasz? Obiecałeś mi- Justin chciał mi przerwać, ale nie dałam dojść mu do głosu- Justin, proszę. Oboje wiemy, że nie przeżyję tego jeśli coś ci się stanie! -Krzyknęłam.
-Caitlin…
-Proszę, nie tłumacz się znowu! Zawsze coś mówisz, a robisz zupełnie coś innego. I wiesz, co? Mam tego dość- mówiłam jak najęta.
- Mam tą broń legalnie, to Stany, tu wszyscy ją mają- Justin próbował się bronić.
Wzięłam głęboki oddech i podeszłam bliżej.
- Justin…nie obchodzą mnie inni. To tobie może się coś stać. To o ciebie się martwię. Nie o innych.
Justin w ogóle na mnie nie patrzył. Wydawało mi się, że myślami jest w zupełnie innym świecie.
- Nie jest tak łatwo, okej?- Powiedział cicho jakby chciałby nikt nas nie usłyszał.
- Wiem, ale…
-Nie ucieknę od problemów, Caitlin.
- Jakich problemów?- Zapytałam szybko.
Nie czekając na jego odpowiedź dodałam:
-Przetrwamy to, obiecuję. W razie, czego mas jeszcze broń- zaśmiałam się nerwowo.
W kącikach ust Justina też czaił się uśmiech. Staliśmy tak kilka minut wpatrując się w swoje oczy. Nie przeszkadzał nam hałas czy gapiący się ludzie. Gdy byłam z Justinem nic takiego się nie liczyło.
-Wracamy do samochodu?- Uśmiechnął się zachęcająco.
Wiedział, że nie odmówię, bo jesteśmy w nieznanej mi okolicy, bez mapy, bez samochodu, bez czegokolwiek, z czym mogę przetrwać.
Nie odpowiadając mu zajęłam miejsce pasażera, Justin w oka mgnieniu pojawił się na miejscu kierowcy. Sama nie byłam pewna, dlaczego jestem teraz taka spokojna, ale Justin miał rację. To w Kalifornii znajdowało się najwięcej gangów. Tu wszystkim groziło największe niebezpieczeństwo. Miał też rację z tym, że w USA lepiej zachować wszelkie środki bezpieczeństwa. Miałam chociaż nadzieję, że ma pozwolenie na broń. Postanowiłam już się tym nie zamartwiać i tak by to nic nie dało. Justin prawie nigdy mnie nie posłuchał.
Spędziliśmy dobrą godzinę śpiewając przypadkowe piosenki z radia. Justin wyznał, że może się przełamać do „beznadziejnego popu” dla mnie. Nic mi dziś nie popsuje humoru, nawet marudzenie Justina.  Powtarzam, nic.
-Pamiętasz jak na plaży chciałem wrzucić cię do wody?- Justin uśmiechnął się na to wspomnienie.
*wspomnienie *
- Chcesz wiadro? Ślinisz się. – Powiedziałam śmiejąc się.
- Nie powinnaś tego mówić – Justin polizał swoją dolną wargę, a zaraz potem przerzucił mnie sobie przez ramię.
W duchu przeklinałam swoją głupotę i szczerość. Uderzałam go pięściami w plecy, ale on był niewzruszony. To tak jakby dostał piórkiem czy coś, przecież był świetnie umięśniony.
- Gdzie Ty w ogóle ze mną idziesz?
- Widzisz tą wodę, tam? – Wskazał ręka na rozciągający się ocean. No jasne, że widzę! Ups.
- Nie, Justin ja tylko żartowałam, proooszę – zacisnęłam usta w wąską linię.
Na ułamek sekundy moja uwagę przykuli Isabell i Tyler pływający razem. Oni pływali, a ja prawdopodobnie miałam zostać tam zaraz wrzucona.
*Koniec wspomnienia*
Uniosłam kąciki ust, Justin zawsze zachowywał się jak dziecko.
-Klasa sama w sobie- skomentowałam śmiejąc się.
-Ale mnie kochasz ,prawda?- Justin dotknął mojej ręki, a w moim brzuchu poczułam stado motyli wypełniających całe moje ciało. Pogłaskałam go po jego ciepłej ręce.
-Oczywiście, normalnie nie zadaję się z takimi dupkami- zażartowałam.
Właśnie staliśmy w korku i wydawał się on naprawdę długi. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że jest już zupełnie ciemno. Musieliśmy jechać bardzo długo.
Justin odwrócił wzrok od jezdni i popatrzył mi w oczy.
-Możesz mnie pocałować?- Zapytał spokojnie.
Przybliżyłam się do niego łapiąc za skrawek jego czarnej koszuli. Pachniał jak zawsze niesamowicie. Nim się obejrzałam nasze usta były złączone i poruszały się w idealnym rytmie, jakby były do siebie dopasowane.
-Kocham cię- wyszeptał cicho Justin.
- Nie ważne ile rzeczy się zmieniło, zawsze miło usłyszeć to od ciebie- uśmiechnęłam się lekko.
Nasz magiczny moment przerwał klakson samochodu za nami. Usłyszałam, że Justin zaczął przeklinać ja w duchu nienawidziłam osoby , która bezczelnie nam przerwała.
- Dziwnie tak…- zaczęłam.
- Dziwnie, co?
- Dziś jedziesz tak normalnie…a nie 180 na godzinę.- Powiedziałam.
-Bo jadę dziś z tobą, nie chcę by coś ci się stało- spojrzał na mnie z troską.
- Jaaaaaaaaaasne- zażartowałam.
- Caitlin, kocham cię bardzo, ale czasami nie wiem jak to pokazać.
Chwilę patrzyłam na niego, poczym na drogę i tak cały czas aż wreszcie wyszeptałam „awww”. W końcu, gdy policzyłam wszystkie pieprzyki na jego twarzy oparłam się o szybę i podziwiałam widoki zza niej. Było tu naprawdę pięknie. Kilka razy Justin gwałtownie zahamował i uderzyłam w nią głowę, ale uwierzcie, nic się nie stało.
-Jesteśmy- oznajmił zadowolony, gasząc silnik.
-Co?Już?- Zapytałam zdziwiona.
-Oj,chyba komuś się zasnęło- Justin w rozbawieniu poczochrał moje włosy.
Wysłałam mu przepraszający uśmiech.
Justin wypakował już wszystkie nasze torby przed domek. Byliśmy na parkingu, ale przed nami był tylko piasek. Wow, domek na plaży.
-To twój?- Zapytałam zdziwiona.
- Bardziej moich rodziców,ale…
-Ah,rozumiem- nadal nie odrywałam wzroku od domku. Wszystko było tak idealne dopasowane kolorami. I wyglądał naprawdę pięknie. Zobaczyłam, że obok mnie jest hamak, więc szybko go zajęłam.
- Jasne, Caitlin, wniosę wszystko sam!- Justin krzyknął ze środka. Nawet nie zauważyłam, kiedy go otworzył.
- Dziękuję, skarbie!- Roześmiałam się głośno.
Zamknęłam oczy i zaczęłam marzyć, choć w tym momencie czułam się jak w bajce. Byłam w magicznym zakątku i nie chciałam by ktoś mnie z niego zabierał. Nie otworzyłam ich ani na sekundkę, nawet gdy poczułam ,że Justin wziął mnie na ręce i postanowił „wnieść” do domu.
Myślałam, że tak przenosi się pannę młodą.
-Jakaś nowa tradycja?- wtuliłam się w niego.
-My łamiemy wszystkie zasady- uniósł brwi.
Co racja to racja.
-Jesteś głodna?- Zapytał ledwo przekraczając próg kuchni.
- Trooszeczkę- odpowiedziałam podziewając schludne wnętrze domku. Wydawał się naprawdę przytulny.
-Mamy chyba problem, bo nie bardzo umiem gotować- skrzywił się Justin.
Pokiwałam głową i ruszyłam do pomieszczenia gdzie czekał.
-Co ty w ogóle umiesz?
Mam nadzieję, że zrozumie, że to żart.
Justin posadził mnie na zimny blat kuchenny. Odgarnął moje włosy z ramion i zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi. Okej, to umie.
-Może nie tak na pusty żołądek? -Zaśmiałam się.
Justin popatrzył na mnie jakbym miała dwa nosy i po chwili jego melodyjny dźwięk rozległ się po pomieszczeniu.
-Jak wolisz, księżniczko.
Tak, wiem, wiem. Nazwał mnie chyba tak już z milion razy ,ale to słowo już na zawsze będzie wywoływało na mojej twarzy rumieniec.
Justin szybkim ruchem otworzył białą lodówę. Zeszłam z blatu i pokiwałam głową.
-Zostaw, nie chcemy by coś nam się stało, prawda?
Justin pokiwał tylko głową i usiadł przy małym stoliku w rogu kuchni. Chyba dał mi wolną rękę.
Szybko pomyślałam o jakiejś potrawie, którą mogłabym przygotować. Hm… spaghetti.  Wyjęłam wszystkie potrzebne składniki i przygotowałam wszystko zgodnie z przepisem z mojej głowy. Mam nadzieję, że będzie mu smakowało. Nawet, jeśli nie, będzie udawał, że tak właśnie jest.
-Gdzie są talerze?- Zapytałam otwierając pierwszą szafkę.
-Właśnie tu- zaśmiał się Justin.  
Justin cały czas przeszywał mnie wzrokiem. W pewnej chwili pojawił się tuż obok mnie i spojrzał w moje. Jego brązowe tęczówki przez dłuższą chwilę wpatrywały się w moje.
- Już teraz mi nie uciekniesz- zamruczał mi słodko do ucha.
- Nigdy nie zaperzałam tego zrobić- powiedziałam cicho i wplatałam palce w jego idealne włosy.
___________________________________________
Wiem,że na to czekaliście. I chyba w następnym się doczekacie :D
Okej,okej, nic już więcej nie powiem!
Mam nadzieję,że wam się podoba :) 
Nadal zapraszam na MADNESS
Niestety do końca historii Jaitlin tylko 4-5 rozdziałów. :(
Ale cieszmy się tym co jest!
Liczę na to,że zostawicie komentarz :)
Kolejny w niedzielę lub poniedziałek xx