Caitlin
Cały
czas było mi gorąco, a moi rodzice nie wiedzieli, co się ze mną stało. Nie
dziwię się ja sama byłam w takim stanie, że nie wiedziałam, co się ze mną
dzieje. Moje nastroje zmieniały się natychmiastowo. Raz trzęsłam się i nie
mogłam wypowiedzieć ani słowa, a za drugim razem powtarzałam cicho ”będzie
dobrze, będzie dobrze”. Byłam cholernie
przestraszona i bałam się o Justina. Nawet nie myślałam, co robię, a co
najgorsze nie wiedziałam co robi teraz on.
-Tyler?- Wyszeptałam do telefonu- Jesteś tam?
- Jadę do ciebie z Isabell, po drodze ci wyjaśnimy – wtedy szybko się
rozłączyłam, jakby to coś zmieniało i tak będę musiała poznać prawdę. Nie mogę
tego odwlekać.
Setki scenariuszy pojawiało się w mojej głowie. Z każdą chwilą pojawiały się
gorsze. Zamknęłam oczy i za wszelką cenę próbowałam się ich pozbyć, ale moje
starania szły na marne. To jak koszmar, powracający w każdej chwili. Myślałam, że zaraz coś zniszczę, bo niepewność
zamieniała się w złość i na odwrót.
Obiecuję, że jeśli ktoś mi czegoś nie wyjaśni…
-Spokojnie, Caitlin. Justin jest odpowiedzialny- mama próbowała mnie pocieszyć.
Tak, on jest. Inni nie. A co jeśli… miał wypadek? Co wtedy? Nie, nie, nie nic z
tych rzeczy. Nadal chodziłam w kółko, próbując pozbierać myśli.
Isabell wysłała mi smsa, że są już pod moim domem. Szybko zabrałam swoją torbę z
podłogi i założyłam skórzaną kurtkę poczym wybiegłam mrucząc do rodziców, że
będziemy w kontakcie. Nie chciałam by moja nerwowy nastrój udzieliła się także
im. Ja sama zbyt bardzo się denerwowałam, a nawet nie wiedziałam, co się stało.
Chwila, modliłam się o to by nic się nie stało. Minuty zdawały się być
godzinami, a każda sekunda niepewności była jak wieki w męczarniach.
Szybko otworzyłam drzwiczki samochodu Tylera i wręcz zaczęłam błagać o
jakiekolwiek wyjaśnienie.
- Powiedźcie mi coś, bo zaraz eksploduję- powiedziałam, zapinając pasy na
tylnym siedzeniu.
Isabell przełknęła ślinę.
-Nie jest dobrze, Cait.
Miałam choć miała nadzieję ,że mnie uspokoi, a ona powiedziała „nie jest
dobrze”.
Mój żołądek zacisnął się nieprzyjemnie, a ręce zaczęły drżeć. Nie będę
wspominać nawet o tym, że moje ciało zesztywniało. Nie powiedziałam nic. Wiedziałam, że Isabell
będzie kontynuować. Moja klatka piersiowa szybko unosiła się w górę i w dół.
-Z tego, co wiem, Justin musiał się z kimś…spotkać. W magazynie za miastem
wybuch pożar. Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość.
-Proszę, powiedź, że go tam nie było . Błagam- zaczęłam.
Isabell nie powiedziała już nic tylko ułożyła usta w wąską linię.
Chwila, przecież to nic nie znaczy. On tam tylko był. Tylko był, może nic się
nie stało. Powtórzyłam to zdanie w swojej głowie miliony razy. Teraz dla
odmiany czas pędził zbyt szybko.
Samochód zaczął się powili zatrzymywać i Tyler zaparkował na jakimś poboczu.
Natychmiast wybiegłam z samochodu, zanim ktokolwiek mógłby mnie zatrzymać.
Musiałam wiedzieć, co się stało. Dookoła było mnóstwo ludzi, zbierali się w
jakieś grupki. W ogóle nie wiedziałam, o
co chodzi i co robić. Spojrzałam na budynek w oddali. Dzięki Bogu już nie
płonął, zdawało się, że straż pożarna skończyła swoją pracę. Nie wiedziałam czy
to dobrze czy źle. W tym momencie nic nie wiedziałam. W desperacji uszczypnęłam
się w ramię sprawdzając czy nie śnię. Nie, ten koszmar dział się naprawdę.
Przedzierałam się przez tłum próbując go odnaleźć. Nigdzie go nie było. Wzięłam
głęboki oddech i zacisnęłam pięści. Muszę dać radę, Justin by się nie poddał.
Podeszłam do mężczyzny w stroju strażaka.
-Przepraszam czy nie widział pan chłopaka? Miodowe włosy, brązowe oczy, mniej
więcej pana wzrostu?- Każde słowo z ogromnym trudem opuszczało moje usta.
Brzmiałam tak jakbym zaraz miała się udusić.
-Przykro mi panienko, wszyscy opuścili już…
Odwróciłam swoją głowę by na niego nie patrzeć. Łzy zaczęły napływać do moich
oczu. Mężczyzna spuścił wzrok i ponownie zajął się swoją pracą, w której mu
przeszkodziłam.
Nadal przedzierałam się przez tłum mając nadzieję, że go znajdę. Cały czas
spoglądałam w każdą stronę cicho modląc się o to zobaczyła jego jasnobrązowe
włosy. Kilka razy zapytałam napotkanych
ludzi czy go widzieli. Żadna z odpowiedzi nie usatysfakcjonowała mnie i to było
straszne, ale nie dopuszczałam do siebie złych myśli, nie mogłam się teraz
załamać. Moje nogi zaczęły boleć, ale teraz to było najmniej ważne. Nawet nie
wiedziałam, że Isabell i Tyler są gdzieś za mną. Usiadłam na ziemi i wszystkie
kolory odpłynęły z mojej twarzy. Moja przyjaciółka lekko dotknęła mojego
ramienia, ale w jej oczach był strach, smutek i ból.
-Gdzie on jest?- Zapytałam bardzo cicho.
Musiałam powstrzymywać się od płaczu. Moje myśli w tej chwili wariowały. Nawet
nie mam pojęcia jak to opisać. Byłam przerażona i sparaliżowana. Sparaliżowana
i przerażona i tak w kółko. Teraz byłam tak bardzo zaszokowana, że nie byłam w
stanie się poruszać. Isabell mówiła coś do Tylera, ale nie byłam w stanie nic
usłyszeć, wzięłam głęboki oddech.
-Caitlin wszystko dobrze? O mój Boże jesteś blada- teraz zwróciła się do
Tylera- Ona jest blada!
Czułam, że zaraz stracę przytomność, bo pojedyncze czarne kropki pojawiały się
w mojej podświadomości. Nie, nie, nie. Potrząsnęłam głową i pozbyłam się ich,
nie mogłam teraz zemdleć. Ponownie wzięłam głęboki oddech. Będzie dobrze. Myśl,
że mogę go stracić była niedoniesienia.
-Już jest ok- rozejrzałam się dookoła, nie będą sama pewna czy powiedziałam
prawdę - Gdzie jest Tyler?- Choć na chwilę oderwałam się od myślenia o
Justinie.
Isabell pomogła wstać mi z trawy i uśmiechnęła się szeroko.
-Myślę, że tam- odwróciła moją głowę do tyłu.
Chłopak, dla którego tu byłam znalazł się. Łzy radości pojawiły się w moich
oczach, natychmiast pobiegłam do Justina. Nie mogłam się opanować i cały czas
sprawdzałam czy jest prawdziwy ,czy nie śnię. Bałam się, że po prostu zniknie. Tak, był prawdziwy. Wtuliłam się w niego mocno
i nigdy nie chciałam go opuścić. Nigdy. Szlochałam cały czas nie mogą się
opanować. Justin mocno przytulał mnie do swojej klatki piersiowej. Zacisnęłam
palce i ocierałam swoje łzy. Zauważyłam, że przemoczyłam szarą bluzę Justina.
Gdy na moment opanowałam łzy spojrzałam na jego twarz. Była gdzie niegdzie była
pokryta czymś czarnym i kaszlał, co chwilę, pewnie zakrztusił się dymem po
pożarze. Miał też kilka małych zadrapań.
-Nic ci nie jest? Cholera Justin, to była najgorsza godzina w całym moim
życiu!- Byłam pewna, że gorsza już nigdy nie nastąpi. Nadal nie mogłam się
nacieszyć jego widokiem, choć bałam się, że to tylko początek złego.
-Jakim cudem ty- pokazałam palcem na magazyn- przecież to się paliło!
Mojej radości nie można było opisać, naprawdę miewałam już najgorsze myśli. Nie
wiem jak on to robił, że zawsze wychodził ze wszystkiego cało.
- Też się cieszę, że cię widzę- zaśmiał się.
Miałam wrażenie, że nie chce o tym mówić, może musiał walczyć o życie? Łzy znów
pojawiły się w kącikach moich ust. O nic więcej nie zamierzałam go pytać,
liczyło się, że był tu bezpieczny.
Nawet w jednej z najtrudniejszych chwili mojego życia umiał mnie rozśmieszyć.
- Nie wiesz jak bardzo się martwiłam- znów wtuliłam się w jego ramiona, teraz
byłam bezpieczna, on też.
Nic nie powiedział.
***
-Przyrzekam, że myślałam, że umrę z bólu.
-Nawet tak nie mów-pogładził mnie po włosach.
Teraz wszystko wydawało się takie proste, był tu ze mną. Był bezpieczny. To
dwie rzeczy, które się dla mnie liczyły.
Justin usiadł na wzniesienie, zrobiłam to samo, cały czas się do niego
przytulając jakby od tego zależało moje życie.
Przez kolejne piętnaście minut nie odezwał się. Nie mówił nic. Kompletnie nic.
Czasami miałam wrażenie, że muszę przypominać mu o mruganiu. Gdy w końcu się
odezwał nie były to słowa, które chciałam usłyszeć.
-Mogę Ci przyrzec, że gdybym mógł cofnąć czas, dziś nie znałbyś nawet mojego
imienia.
To zdanie było jak cios w serce, co on wygadywał?
-S-słucham?- Jąkałam się.
-Byłaś najlepszym, co mnie w życiu spotkało i zawsze będziesz-powiedział
wpatrując się w jakiś punkt w oddali.
BYŁAŚ?!
-Czy ty ze mną zrywasz?- Mój głos drżał.
Justin dotknął mojego policzka i patrzył w moje oczy.
-Sprawiłaś, że się uśmiechałem za każdym razem, gdy o tobie pomyślałem, wciąż
będę to robił.- kontynuował ignorując moje pytanie- Byłaś tą, która zawsze mnie
wspierała- trzymałam się za głowę i próbowałam się nie rozpłakać- Nie jestem
idealny, ale…
-Nie musisz być idealny chcę żebyś był mój.
Kompletnie mnie ignorował.
-Ale zawsze ze mną byłaś i mnie wspierałaś ,ale to czym się kiedyś zajmowałem
nie da mi spokoju. Przeszłość zawsze wraca. Wracają problemy. Nie ważne jak
będę chciał zostać, muszę odejść.
-Odejść? Ty chyba oszalałeś?! Po tym wszystkim tak po prostu…- łzy spływały po
moich policzkach-tak po prostu odejść.
-Caitlin nie raz byłaś o włos od śmierci.
-Proszę nie rób tego- szepnęłam cicho.
- To dziś uświadomiło mi tylko, że zawsze będziesz w niebezpieczeństwie.
-Przecież nic mi się nie stało!- Próbowałam się bronić.
-Chciałbym być kimś, kto na ciebie zasługuje.
- Możemy to naprawić…wtedy daliśmy radę, dlaczego teraz nie…
-Bo to koniec Caitlin, koniec.
W ogóle go nie słuchałam, jestem pewna ,że gdybym to zrobiła rzuciłabym się na
niego i nigdy nie puściła.
- Czasami dobrzy ludzie dokonują złych wyborów, ale to nie znaczy ,że są źli.
To oznacza, że są ludźmi,J ustin- z każdą sekundą traciłam nadzieję na to, że
to cokolwiek zmieni, ale nie mogłam go stracić. Nie mogłam.
Justin zacisnął szczękę.
- To niczego nie zmienia.
-Nigdy nie kochałam kogoś tak bardzo jak kocham ciebie.
-Nie rozumiesz, że to jedyny sposób na to byś miała normalne życie? Bez tego
wszystkiego?- Zatrzymał się na chwilę i oblizał wargi- beze mnie.
Widziałam w jego oczach pustkę, w oczach, w których wcześniej widziałam cały
świat.
Nie płacz. Nie płacz.Nie płacz. Kurwa.
Łzy nadal spływały po moich policzkach, jakby miały robić to do końca mojego
życia.
Widziałam, że Justin chciał coś powiedzieć, ale tylko przegryzł wnętrze
policzka.
-Więc to koniec…tak się to wszystko skończy?- Syknęłam.
Moja rozpacz zamieniła się w złość. Justin podszedł do mnie bliżej. Dotknął
ręką mojego policzka i lekko pocałował mnie w czoło.
-Pamiętaj, byłem tu dla ciebie.
Część mnie chciałaby się odwrócił i powiedział, że to był jakiś chory żart.
Choć wiedziałam, że tak nie będzie, że może uda nam się poskładać moje połamane
serce, które tak bardzo w tej chwilii zranił. Założył na głowę kaptur i wsunął
ręce do tylnych kieszeni.
Odszedł.
Zostawił mnie tu samą.
Nie potrzebował pistoletu by mnie zabić, wystarczyło, że odpowiednio dobrał
słowa.
Zaufanie, zrozumienie, akceptacja, nadzieja, wsparcie to wszystko odeszło wraz
z nim, ale zapomniał zabrać najważniejszego. Mojej miłości do niego.
________________________________________
Nie chcę się teraz rozpisywać :) Mam dla was jeszcze epilog, który dodam w niedzielę, zajrzyjcie.
Wow, jesteście w szoku?
Omg rycze gfijfgjff kocham cie
OdpowiedzUsuńzaskoczyłaś mnie
OdpowiedzUsuńna koniec się popłakałam
jestem ciekawa tego epilogu
czekam :)
O nie! Biedna Cait... rozdział świetny ale smutnu ;c c: czekam na nn
OdpowiedzUsuńjesteś okropna przez ciebie się poryczałam :'(
OdpowiedzUsuńAż się ryczeć na końcu chce ;-;
OdpowiedzUsuńAaaaa omg :'(
OdpowiedzUsuńJejlu placze jak glupia, serio:((
OdpowiedzUsuńNie spodziewalam.sie tego:((
@ilyam_jb_smg
ale no DLACZEGO?! Niby to tylko FF ale i tak się rozpłakałam :'(
OdpowiedzUsuńYyyy masakryczny koniec serio wydaje sie glupi nigdy bym sie takiego nie spodziewala blog kocham rozdzialy byly cudowne ale glupi ten koniec :( ja bym sie zabila na jej miejscu....
OdpowiedzUsuńjezu święty poryczałam sie :c szkoda :'c bede tęsknić za tym opowiadaniem :') ilysm ! <3 / @aj_em_belieber
OdpowiedzUsuńO matko płacze dzisiaj znalazłam to opowiadanie i jest na prawde świetne inne od wszystkich <33! :) Czekam na epilog :c
OdpowiedzUsuńJeju :c
OdpowiedzUsuńproszę pisz następną część nie kończ tego bo będe płakała
OdpowiedzUsuńale mnie zaskoczyłaś tą końcówką jeju Izka, aż mi się płakać chciało.
OdpowiedzUsuńczekam na epilog jak to się potoczy wszystko i wgl.
btw kocham Cię, ale to już wiesz dawno
@kasq_00
o kurwa. poryczałam sie. takiego zakończenia chyba nikt sie nie spodziewał ;o
OdpowiedzUsuńjejku rycze...
OdpowiedzUsuńczemu on odszedł...
Jak on mógł??? jak mógł ją zostawić???
OdpowiedzUsuńryczę jak głupia... to się nie może tak skończyć...
kocham to opowiadanie i ciebie za to, że je piszesz <33
Niee to nie tak! Końcówka napisana po mistrzowsku.Ryczę...:c
OdpowiedzUsuńMatko umieram <33!
OdpowiedzUsuńRYCZĘ JAK POJEBANA... NIE SĄDZILAM, ŻE TO WSZYSTKO TAK SIĘ ZAKOŃCZY...
OdpowiedzUsuńNIECH ON JEJ NIE ZOSTAWIA! ;(((((
Cóż, teraz czekamy na epilog.. Jestem zdołowana..
@mxleyqueen
Czytam ten rozdział jest 1:40 w nocy, i moja cała poduszka jest morkra. Ja pierdole Dlaczego akurat takie zakończenie?
OdpowiedzUsuńDzisiaj zaczelam czytac i dzisiaj skonczylam a przez ciebie becze jak jak no po prostu nie wiem :'(
OdpowiedzUsuńSorry ale ja cię zabije. Ja ryczec...co rzadko się zdarza jeśli chodzi o czytanie ....ja rycze....
OdpowiedzUsuń(przyjmij że to zajębisty x1000 rozdział)!!
Nie, nie, nie!
OdpowiedzUsuń