niedziela, 4 sierpnia 2013

Two

Two
Caitlin

W mojej głowie cały czas były słowa Isabell  „Po co on wrócił?” „Po co on wrócił?” Nic z tego nie rozumiałam. Kompletnie nic… Może to by coś wytłumaczyło, bo jeszcze dwa lata temu mieszkaliśmy w wietrznym Chicago. Co nie zmieniało faktu, że ciekawiło mnie to. Może nie powinno? Może to wtrącanie się w czyjeś życie?  A tego nie chciałam robić.
- Caitlin to Ty?- zapytała mama z kuchni.
Zdjęłam swoje czarne balerinki i położyłam na kremowych płytkach.
-Spodziewałaś się kogo innego? – powitałam ją promiennym uśmiechem.
- Zjesz w domu czy idziecie gdzieś z Isabell?- zapytała mnie podnosząc wzrok z ekranu laptopa.
Moi rodzice prawie nigdy nie rozstają się ze swoimi  komputerami co jest zrozumiałe, bo oboje są dziennikarzami. Często tez podróżują z tego powodu.
- Właściwie… zaraz do niej zadzwonię i zjemy coś na mieście- powiedziałam i wyjęłam swój telefon z kieszeni spodni. Wybrałam numer swojej przyjaciółki. Odebrała po dwóch sygnałach.
- Tak?- usłyszałam jej głos.
- Chcesz gdzieś wyjść? – zapytałam biorąc ze szklanej miski ciasteczko czekoladowe.
- Jasne, przyjedziesz po mnie za pół godziny?
- Echem – wzięłam jeszcze jednego kęsa  i rozłączyłam się.
- Caitlin – powiedziała mama patrząc raz na mnie raz na podłogę – coś Ci upadło.
Spojrzałam w dół gdzie leżał okruszek kruchego ciastka. Jakim cudem to zauważyła? Ja sama ledwo to widziałam.
- Już, już – powiedziałam schylając się kiedy obiekt gniewu mojej mamy znikł z podłogi ,a ja ruszyłam w stronę schodów. Upał był tak bardzo nieznośny, że postanowiłam się przebrać. Weszłam do swojej małej garderoby w moim pokoju. Przeglądałam rzeczy które wisiały na wieszakach aż natrafiłam na dżinsowe szorty i białą luźną koszulkę. Szybko się przebrałam i włożyłam białe trampki.
Do: Isabell
Gotowa? Już jadę ;)
Wysłałam wiadomość  i powiedziałam:
- Mamo, tato  idę, nie czekajcie z kolacją, kocham Was .
- My Ciebie też – odkrzyknęli w tej samej chwili z kuchni, a po chwili cała nasza trójka śmiała się głośno.
- Głupie drzwi – wymamrotałam pod nosem kiedy drzwi garażowe nie chciały się otworzyć. Przycisnęłam palec tak mocno, że pewnie zostanie ślad, ale podziałało. Nie ważne jak, ważne, że się udało.
- Nareszcie – mruknęłam do siebie wsiadając do srebrnego volvo moich rodziców.
Odpaliłam silnik i przycisnęłam pedał  gazu. Skręciłam kilka razy by dotrzeć do domu Isabell. Oczywiście... czerwone światło. Niecierpliwie stukałam paznokciami w kierownicę. Pomarańczowe… pomarańczowe…  dlaczego to tak długo trwa?  Kiedy jakimś cudem pojawiło się zielone pośpiesznie ruszyłam. Mijałam sklepy i domki jednorodzinne. Słońce nadal świeciło bardzo mocno i trudno było zauważyć jakąś  chmurę w pobliżu. Zatrzymałam się przed beżowym domem z dużym trawnikiem. Rosły na nim różnego rodzaju kwiaty. Była nawet jedna mała palma z tyłu domu.
- Długo czekałaś? Przepraszam – powiedziała Isabell wchodząc do samochodu i zapinając pasy bezpieczeństwa.
-Nie tylko chwilkę – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Mamy tylko godzinę, mam trening o siedemnastej -  wygrzebała  w swojej brązowej torebce błyszczyk i pomalowała nim usta. Przewróciłam tylko oczami.
- No co? – powiedziała przeglądając się w bocznym lusterku.
- Czy ja coś powiedziałam? – uśmiechnęłam się promiennie. Teraz to ona przewróciła swoimi oczami.
- Isabell,  pamiętasz jak rozmawiałyśmy w stołówce ?- powiedziałam nie odrywając wzroku od jezdni. Jak na tak małe miasteczko jak Avalon ruch w tej porze dnia był bardzo duży.
- Tak, pamiętam – odpowiedziała.
- Więc kim jest ten chłopak? – kontynuowałam.
Wtedy telefon Isabell zawibrował w jej kieszeni. Oh, naprawdę?
-  Słucham? – powiedziała do urządzenia w jej ręku – tak, aha..dobrze, zaraz będziemy – nacisnęła czerwoną słuchawkę i zwróciła się do mnie.
- Zmiana planów – wyraziła się uradowana. –Treningu cheerleaderek mam teraz, odwieziesz mnie? Proszęęę- zapiszczała.
- Okej, okej – skręciłam i znalazłam wolne miejsce na szkolnym parkingu.
- Nie myślałaś nad tym? – wskazała palcem na grupkę dziewczyn rozciągających się na boisku do baseball’a.
Wybuchłam śmiechem, a wszyscy na mnie spojrzeli.  Jestem pewna, ze moje policzki są  teraz czerwone.
-  Masz świetną figurę, jesteś wysportowana…
- Isabell,  to nawet nie jest zabawne – wyjęłam z samochodu swoją torbę i zarzuciłam ją na ramię.
- Mówię poważnie, Cait – powiedział łapiąc mnie za nadgarstek.
- Niech pomyślę …nie –  powiedziałam zupełnie poważnie.
- Ugh,dobrze – związała swoje blond włosy w koński ogon i dołączyła do reszty ćwiczącej na trawie.
Ja cheerleaderką? To całkiem zabawny żart, naprawdę. Bardzo zabawny.
- Nie gniewaj się! – krzyknęła Isabell z końca boiska.  Spojrzałam na nią i z uśmiechem na twarzy pokiwałam głową. Nie odwracając od niej wzroku zrobiłam kilka kroków do tyłu. Kiedy zorientowałam się, że wpadłam na kogoś.  Znowu?- pomyślałam.  Zamknęłam oczy i przegryzłam wargę.
- Przepraszam – powiedziałam odwracając się – To był przypadek.
- Chwila… - szatyn umieścił dwa palce na brodzie i potarł ją w zamyśleniu- Przypadki nie istnieją – puścił mi oczko.
 ______________________________________

JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ/AŚ PROSZĘ POZOSTAW KOMENTARZ :)

To bardzo mnie motywuje i uwielbiam czytać komentarze które tu zostawiacie <3 

Następny rozdział pojawi się we wtorek :D

13 komentarzy:

  1. Hej! Według twojej prośby dodałam tutaj twoje opowiadanie :) http://betteroffalonetlumaczenie.blogspot.com/p/inne-tumaczenia.html będzie mi miło jeśli się odwdzięczysz ale oczywiście nie musisz :) Miłego dnia ! Xx

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie się zaczyna ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne, ciekawe co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Omg omg omg omg jndndhdkdnj ! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wkręca to na prawde! Dwa rozdziały i chce mi się czytać nadal, świetne!:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Krótki ;/ ale ciekawy ;) czytam dalej :))

    OdpowiedzUsuń